środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 20

*Oczami Perrie*
Vanessa wbiła sztylet w brzuch Leigh. Moja przyjaciółka skuliła się z bólu i upadła na ziemię. Szukałam wzrokiem Liam'a. Mimo iż za sobą nie przepadali w głębi duszy wierzyłam, że Payne jej pomoże.Chłopak podbiegł do czarnowłosej i odciągnął ją na bok. Straciłam ich z oczu kiedy poczułam jak ktoś popycha mnie na ziemię. To Louise pociągnęła mnie i uratowała przed lecącym głazem. Podziękowałam jej. Cały plac zdążył już zmienić się w pole bitwy. Powalonym strażnikom zabieraliśmy miecze i walczyliśmy z resztą. Każdy starał się jak może. Harry wezwał na pomoc każdą magiczną istotę. Pegazy, jednorożce, gryfy i feniksy. Każde z nich pomagało jak tylko mogło. Poczułam chłodny metal przy szyi. Zaczęłam wolno oddychać. Nagle chłód z mojej skóry zniknął, a przede mną leżał mężczyzna z hełmem na głowie. Obejrzałam się za siebie i ujrzałam Zayn'a uśmiechającego się do mnie.
-Jesteś tylko moja. - powiedział cicho i puścił mi oczko.
Po chwili chłopak znów zniknął mi z oczu. Westchnęłam. Poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię.
-Powinien ci się przydać. - stwierdził Niall wyciągając w moją stronę miecz.
Przytakuję. Nie chcę walczyć w ten sposób. Wolę walczyć za pomocą moich mocy ale skoro muszę.
"A może jednak nie musisz?" - podpowiada mi głosik w mojej głowie.
Choć ten głosik wiele razy wprowadził mnie w kłopoty postanawiam spróbować. Szukam mojego chłopaka by mógł mi pomóc. Dostrzegam go. Odpiera mieczem ataki swojego przeciwnika. Staram się przedrzeć przez tłum ludzi, którzy obecnie walczą. Tracę go z oczu więc zatrzymuję się i staram się znaleźć go od nowa. Czuję jak ktoś ciągnie mnie za koszulkę. Patrzę się w dół i dostrzegam małą dziewczynkę o rudych, kręconych włosach i oczach niczym szmaragdy. Ma mały, lekko haczykowaty nosek, drobne usteczka i zaróżowione policzki. Znowu rozejrzałam się po placu. Jedna część mnie chciała znowu zacząć szukać Mulata, a dziewczynkę zostawić. Druga część mnie podpowiadała, że chłopakowi nic nie jest za to dziecko na polu walki jest bezbronne. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania jednak mimo wszystko to druga część mnie zwyciężyła i kucnęłam by być na równi z rudowłosą.
-Co się stało? - zapytałam cicho i złapałam zielonooką za rękę.
-Ja nie wiem gdzie jest moja mamusia. - zapytała mnie dziewczynka piskliwym głosikiem.
-Jak się nazywasz?
-Molly.
-Dobrze a więc Molly. Gdzie ostatnio była twoja mamusia?
-Tam. - Molly odwróciła się i wskazała palcem na las nieopodal.
Przytakuję i trzymając za rękę dziewczynkę, kieruję się w stronę lasu. Idziemy dłuższą chwilę nim przystajemy koło jakiegoś bunkra.
-Mamusiu! - krzyknęła rudowłosa.
Najpierw ujrzałam bujną, rudą czuprynę podobną do czupryny Molly i  dwa wściekle zielone oczyska. Twarz kobiety była pulchniutka. Sądząc po wyglądzie była to mama dziecka. Matka dziewczynki podeszła do mnie niepewnie. Zatrzymała się wprost przede mną i niepewnie wyciągnęła dłoń w moim kierunku. Przejechała opuszkami palców po moim policzku.
-Czy to możliwe? - zapytała zduszonym głosem.
-Ruby co ty tam długo robisz? - ktoś z bunkra krzyknął i po chwili w lesie zaroiło się od rudowłosych ludzi z zielonymi tęczówkami. Każdy wytrzeszczył oczy na mój widok.
-Wybranka. - doszedł do nas czyiś zduszony krzyk i po chwili przede mną klękali. Nie za bardzo wiedziałam jak zareagować.
-Powiedz nam o pani co cie tu sprowadza. - rzekł starszy mężczyzna.
Nie wiem co odpowiedzieć ale nagle wpadłam na genialny pomysł.
-Tam w Karo trwa wojna. Wasze obecne królowe walczą ze mną i moją siostrą. - odparłam ledwo powstrzymując łzy.
-Ale my nie posiadamy broni. - odparł ktoś szeptem.
-Moi przyjaciele dadzą wam broń i ochronią was oraz uleczą. - powiedziałam pewnie.


*Oczami Louise*
Pezz wróciła z całym tabunem rudowłosych ludzi, którzy byli po naszej stronie. Dzięki nim to my mieliśmy przewagę. Jeden z rudzielców wbił nóż w ostatniego strażnika. Na placu było pełno martwych ciał. Rudzi odsunęli się, a my podeszłyśmy do Vanessy i Niny. Zlustrowałyśmy się wzrokiem. Każda z nas odrzuciła na bok miecz i odeszłyśmy trzy kroki w tył. Nina zaczęła robić młynka rękami i rzuciła w nas, wytworzoną przez siebie, kulą ognia. Odskoczyłam w ostatniej chwili. Perrie wywołała mocny, porywisty wiatr. Vanessa stworzyła gęstą mgłę i nic nie było przez nią widać. Przedmioty latały w powietrzu. Zrobił się z tego, pewnego rodzaju, wir. Słyszałam zduszone krzyki naszych sprzymierzeńców, ale nie widziałam ich. Perrie także zniknęła mi z pola widzenia.Nagle ziemia odsunęła mi się spod nóg. Wiszę nad ziemią, a zielona poświata mnie otacza. Widzę Ninę z wyciągniętą ręką w moją stronę. Uśmiecha się przebiegle, a przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Chcę się wyrwać z tego ale nie mogę. Próbuję chociaż ruszyć ręką jednak nie przynosi to oczekiwanych efektów.
-Jesteś słaba i żałosna. - syczy dziewczyna w moją stronę.
Jej głos odbija się echem w mojej głowie. Nagle brunetka upada, a nad nią pochyla się Perrie. Ja także upadam, nie unoszona żadną podejrzaną siłą.
-Pezz zostaw ją. - mówię pewnie.
Moja siostra przytakuje i odchodzi troszeczkę. Łapię Ninę za kołnierz i unoszę lekko.
-Mylisz się. - mówię.
-O czym ty mówisz? - pyta zdezorientowana.
-Bycie miłym pokazuje jak wielkie jest twoje serce. Żeby być dobrym władcą warto pokazać ludziom, że zawsze mogą na ciebie liczyć. Dzięki temu, że władca "zniża" się do poziomy "robotników" pokazuje, że każdy jest dla niego ważny. Harry jest silny i pokazuje, że nawet kiedy nie mamy specjalnych zdolności możemy być kimś wyjątkowym. Zayn jest bardzo ważny. Gdyby nie on nikt by nie pilnował innych. Niall pokazał mi, że żyć godnie to nie znaczy nie upadać każdy robi błędy, ważne jak będziesz wstawać*. Louis pokazał mi, że nikt nie jest święty. Liam nauczył mnie, że każdy może się zmienić. Cher nauczyła mnie, że jeden błąd od razu cię nie przekreśla. - skończyłam moją przemowę i wyciągnęłam rękę ku górze, w której pojawił się piorun*.
-Masz rację. - odezwała się Nina.
Wyglądała na naprawdę skruszoną. I wtedy popełniłam okropny błąd. Puściłam ją. Dziewczyna natychmiast to wykorzystała. Kopnęła mnie w brzuch. Złapała sztylet i pobiegła z nim w mglę. Wstałam i pobiegłam za nią. Perrie właśnie zsypała proch z ręki na ziemię.  Nina ominęła ją i biegła dalej przed siebie. Pobiegłam za brunetką, a Pezz także zaczęła biec. Wybiegłyśmy z mgły i znów znalazłyśmy się na placu. Mulat stał do nas tyłem i rozmawiał chyba z Harry'm. Nina podbiegła do Zayn'a i złapała go agresywnie za ramię, obarcając w swoim kierunku. Chłopak był zaskoczony ale nie miał dużo czasu do namysłu. Brunetka szybko wpiła się w jego wargi. Mulat próbował się wyrwać jednak dziewczyna mu na to nie pozwalała. Perrie stała i przyglądała się wszystkiemu, a jej oczy zaszkliły się. Oderwali się od siebie, a chłopak był wyraźnie zdezorienotwany i zły.
-Żegnaj Zayn. - szepnęła do chłopaka i wbiła mu nóż w serce.
Podbiegłam do Niny i rzuciłam w nią, wytworzonym już dawno. piorunem. Rozsypała się na proch. Pezz podbiegła do Mulata. Przytuliła jego ciało.
-NIE...


*żyć godnie to nie znaczy nie upadać każdy robi błędy, ważne jak będziesz wstawać - cytat z piosenki "Nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie zabierze".
*By zabić władcę Karo miecz nie wystarczy. Trzeba wytworzyć specjalny piorun. Wtedy osoba zamienia się w proch.
_________________
No witam, witam :D. Co tam u was? Jeszcze 2 dni i ferie :3. Kto jeszcze się cieszy? Zapewne każdy :D.

Info do Marriage Ex: Nim mnie nawiedzisz daj znać to pokój posprzątam :). 
To do zobaczenia!

Kocham was <3


3 komentarze:

  1. Haha oczywiście cie poinformuję. :D Uwielbiam twojego bloga! Zawsze się coś dzieje. Tak zajebiście opisałaś tą walkę, że czułam się jakbym sama tam była cudo cudo cudo cudo !! Kocham i czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ghdgjthjdhedbuebjysc
    I tyle.
    CO TY KOBIETO ZE MNĄ ROBISZ?

    OdpowiedzUsuń
  3. KURWA!!!!!!!!!!!! CO TO BYŁO DO CHUJA???
    JA PŁACZĘ!!! PŁACZĘ!!!!! PŁACZĘ!!!!
    MÓJ KOCHANY, NAJPIĘKNIEJSZY I NAJCUDOWNIEJSZY ZAYN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! PIERDOLONA DZIWKA, STARA KURWA, GNIDA, LAFIRYNDA, SUKA, SZMATA!!! TYLE NA TEMAT NINY! NIECH TA DZIWKA SPIERDALA! PIERDOLONY WYPIERDEK MAMUCI! BYKOM JAJA HUŚTAĆ A NIE WPIERDALAĆ KOŁEK W SERCE MOJEGO UKOCHANEGO!!!! DOBRZE ŻE LOUISE JĄ ZABIŁA BO JA BYM TO ZROBIŁA W KOŃCU!
    trochę mnie poniosło :) Tak działa na mnie twój blog i ten rozdział. Rozdział oczywiście genialny oprócz tego smutnego momentu :(((
    JEDNAK WIERZĘ, ŻE WSZYSTKO SKOŃCZY SIĘ DOBRZE. SKOŃCZ PRAWDA??? ZAYN MUSI ŻYĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA KOLEJNY ROZDZIAŁ!

    OdpowiedzUsuń