wtorek, 14 stycznia 2020

Rozdział 5

»Welcome to hell«
Wieści o nowym członku załogi rozeszły się po namiotach jeszcze przed wschodem słońca. Jesy słyszała jak inni szepcą o tym non-stop po kątach, jednak nie miała ochoty przyłączać się do tej dziecinady. Właśnie karmiła tygrysy, gdy usłyszała jak Melania zwołuje wszystkich na spotkanie w największym namiocie, w którym wieczorami odbywały się występy, zaś rankiem służył im za coś w rodzaju stołówki. Szatynka niechętnie odeszła od klatek i poszła w stronę serca obozu. Zaraz po wejściu zauważyła, że zjawiła się jako ostatnia, podczas gdy cała reszta z niecierpliwością wyczekiwała na właścicielkę. Pośpiesznie zajęła miejsce obok Harry’ego, który maniakalnie przeszukiwał kieszenie swojej spranej, dżinsowej kurtki. Miał na sobie krótkie spodenki, dziurawe w kilku miejscach, a na stopach swoje niegdyś białe Conversy, które teraz były żółto-szare. Jego włosy jak zwykle o tej godzinie były w straszliwym nieładzie, a sińce jakie miał pod oczami mocno kontrastowały z jego bladą cerą. Po krótkim czasie udało mi się wydobyć paczkę papierosów marki Chesterfield. Otworzył je i wyciągnął w stronę kobiety w niemym zapytaniu. Ta odmówiła zdecydowanym ruchem ręki. Kawaler sięgnął do opakowania skąd wyjął jedną sztukę i szybko umiejscowił ją między swoimi popękanymi wargami.
-Ma ktoś zapałki? - zapytał niewyraźnie z papierosem w buzi.
-Nie wypada palić przy damie - powiedział znany im wszystkim głos wprost do mikrofonu, znajdującego się na scenie.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, a Styles niepostrzeżenie schował obiekt swojego uzależnienia z powrotem do kieszeni. Elsa prezentowała się dziś nadzwyczaj pięknie, mimo tego, że była w piżamie, na którą niedbale zarzuciła swój różowy, puchaty szlafrok. Jej cera wydawała się jaśniejsza i zdrowsza, oczy błyszczały blaskiem, którego trupa nigdy wcześniej nie widziała. W dodatku jej szeroki, szczery uśmiech, który sprawiał że wyglądała tak jakby dopiero co wygrała w najwyższą pulę w loterii. Niezaprzeczalnie dzisiaj sprawiała wrażenie szczęśliwej i młodszej o co najmniej dziesięć lat. Odchrząknęła, by każdy skupił swoją uwagę na niej.
-Jak wszyscy dobrze wiecie ostatnio sprzedajemy coraz mniej biletów - zaczęła ponuro – ale od dziś to przeszłość! Pomiędzy nami jest ktoś kto odmieni nas los! Sprawi, że powstaniemy z popiołów niczym ognisty feniks i wzbijemy się ponownie na sam szczyt!
Uśmiechnęła się do swoich ludzi i dyskretnie gestem dłoni przywołała kobietę do siebie.
-Oto Leigh-Anne nasza jasnowidzka - powiedziała i odsunęła się na znaczącą odległość, by każdy mógł jej się przyjrzeć.
Czarnoskóra omiotła wzrokiem całe towarzystwo. Pamiętała kilka znajomych twarzy, które zobaczyła kręcąc się do czasu do czasu po terenie. W spojrzeniu swoich nowych kolegów i koleżanek dostrzegła ciekawość i zainteresowanie. Ucieszyła się w myślach, dochodząc do wniosku, że jej wizyty w cyrku pozostały anonimowe tak jak sobie tego życzyła. Posłała wszystkim jeden z najpiękniejszych uśmiechów na jaki było ją stać i powolnym krokiem zeszła ze sceny, kierując się na trybuny gdzie wszyscy siedzieli. Pozwoliła usiąść sobie pomiędzy zapatrzoną gdzieś w dal szatynką, a specyficznym blondynem z lalką na kolanach, który starał się dyskretnie przyjrzeć jej kształtom. Mars klasnęła w dłonie na ten widok, czując jak przyjemne ciepło rozlewa jej się po jej ciele. Naprawdę wierzyła, że nowa pracownica pomoże im stanąć na nogi i wziąć porządny rozbieg. Sama również postanowiła usiąść ze swoją rodziną, lecz najpierw schowała się za kurtyną. Upewniła się, że uwaga wszystkich skupiona jest na Pinnock i szybkim ruchem wyjęła z kieszeni szlafroka swoją pięknie zdobioną piersiówkę z ręcznie namalowaną matrioszką na środku. Prezent od jednego z jej moskiewskich kochanków. Upiła łyk, krzywiąc się delikatnie od smaku ciepłej wódki. Pośpiesznie przetarła twarz dłonią, przygładziła włosy i wyszła ze swojego ukrycia. W tym czasie jej podopieczni zdążyli już się przedstawić i opowiedzieć o najważniejszych zasadach panujących w tym miejscu.
-Ty chyba nie stąd, prawda moy dorogoy? - zagadnęła Svetlana
-Nie, pochodzę z Jamajki. Tam się urodziłam i wychowałam, ale w Londynie jestem już od dłuższego czasu.
Każdy z zaciekawieniem słuchał tego co ma do powiedzenia nowa, barwna postać, która dopiero co pojawiła się w ich życiu. Każdy oprócz Nelson. Ta cały czas miała przed oczami swój wybuch złości skierowany w stronę milionera. A jego słowa “Daj mi szansę” cały czas odbijały się echem w jej podświadomości. Zaczęła się zastanawiać czy rzeczywiście nie oceniła Tomlinsona zbyt pochopnie. Jest bogaty i bez cienia wątpliwości jest w stanie zapewnić Zainowi o wiele lepsze warunki. Łóżko z baldachimem, wygodny materac czy ciepłe jedzenie na stole. Jego na to stać, a jej nigdy nie będzie. Może mulat ma być tylko pomocą domową? Albo czymś w rodzaju asystenta? Prychnęła i potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić z niej niepotrzebne myśli. Bardzo dobrze wiedziała do jakich celów mężczyzna chce wykorzystać chłopca i choć niewiele mogła na to poradzić to liczyła na to, że może jeśli będzie przeciągać to dostatecznie długo szatyn po prostu się znudzi i odpuści. W końcu musi odpuścić. Spojrzała po stole, na którym jeszcze niedawno znajdowało się jedzenie w nadziei, że znajdzie jakieś resztki, które będzie mogła zanieść do przyczepy. Na jej nieszczęście nic się nie uchowało. Problemy finansowe dawały o sobie znać na każdym kroku.
-Już nie mogę się doczekać!
Kobieta podskoczyła gdy znienacka poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzała w bok i przed oczami ukazała jej się uśmiechnięta twarz nowej dziewczyny. Szatynka zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, w którym momencie tak bardzo pochłonęły ją własne przemyślenia, że kompletnie odcięła się od rozmowy. Popatrzyła po zgromadzeniu, domagając się jakiś wyjaśnień.
-Będziemy sąsiadkami - dodała Leigh-Anne już z mniejszą dozą entuzjazmu.
Jessica poczuła jak krew odpływa jej z twarzy. Fakt, że jej namiot był najdalej oraz to, że stał samotnie był bardzo wygodny. Mogła robić co chciała i o której chciała. Czasami pozwalała sobie na tańce i śpiewy o późnych nocnych godzinach oraz na głębokie konwersacje i zwierzanie się tygrysom. Teraz będzie musiała się pilnować, by ktoś niepożądany nie dowiedział się za dużo. Jednak nie chodziło tu tylko o wygodę. Jak ja mam wymykać się do przyczepy niezauważenie? - pomyślała. Wstała bez słowa i zaczęła kierować się do wyjścia. Odwróciła się tylko na chwilę, by rzucić zawistne spojrzenie pani jasnowidz i zaczęła szukać Mars.

***

-Będę o czternastej. Lepiej dla ciebie, żebyś nie schrzanił tej szansy, Tomlinson - usłyszał mężczyzna w słuchawce, lecz nim zdążył odpowiedzieć rozmowa została zakończona.
Z szokiem wymalowanym na twarzy zerknął na zegarek. Miał równo pół godziny do przybycia kobiety. Czym prędzej zbiegł na dół. Panicznie zaczął szukać Odelii, wyklinając ją pod nosem. Nie mógł pozwolić, by zepsuła ona coś tak ważnego. Zbyt długo modlił się o tą okazję, by tak po prostu dać jej przepaść. Zaglądnął w prawie każdy kąt posiadłości, lecz nigdzie nie mógł znaleźć narzeczonej.
-Szuka pan czegoś, sir? - spytała go Alvira jak tylko przekroczył próg kuchni.
-Nie widziała pani może mojej przyszłej żony, lady Flores? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Przyszła pani Tomlinson wyszła jakąś godzinę temu. Mówiła, że idzie do koleżanki i dodała, żeby nie czekać na nią z kolacją, sir.
Szatyn uśmiechnął się od ucha do ucha. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Francuzkę ostatnio trudno było wykurzyć z domu, zwłaszcza że w rodzinie Beaulieu pojawiły się pewne problemy i spory. Złożył dłonie jak do modlitwy i wyszeptał ledwo słyszalne dziękuję do sufitu.
-Cudnie! W takim razie proszę przygotować poczęstunek i herbatę. Będę mieć dzisiaj bardzo ważnego gościa.
-Oczywiście, sir.
Louis sprawdził godzinę. Na szukanie dziedziczki fortuny stracił o wiele więcej czasu niż się tego spodziewał. Zostało mu niecałe kilka, cennych minut - wystarczające by zdążył się przebrać w coś godnego uwagi. Już miał opuszczać pomieszczenie, jednak w ostatniej chwili obrócił się do swojej pracownicy z ogromnych uśmiechem na twarzy.
-Jeszcze jedna sprawa – ten gość jest mi bardzo bliską osobą. Wolałbym, żeby ta wizyta została niewspomniana Odelii, lady Flores.
-Oczywiście. Pańskie sekrety są bezpieczne w naszych rękach, sir Tomlinson.
Po zapewnieniu z ust latynoski Anglik pobiegł na piętro do garderoby. Zarówno on jak i jego wybranka serca mieli swoje własne pokoje do przechowywania kreacji. Oczywiście jej trochę większy, lecz niebieskooki nie mógł narzekać na ciasnotę. Nucąc pod nosem jakąś przypadkową melodię, przekręcił gałkę i pchnął skrzypiące, dębowe drzwi. Wszedł do przyjemnej i przestronnej izby, której ściany pomalowane były na ciepły, błękitny kolor. Zrobił kilka kroków w głąb pomieszczenia i otworzył wielką, drewnianą, ręcznie zrobioną szafę. W środku, na wieszakach znajdowały się wszystkie najelegantsze jak i najdroższe garnitury z jego małej kolekcji. Zaczął je przeglądać w poszukiwaniu tego najodpowiedniejszego na dzisiejszą okazję.
-Nie za wychuchany - mruczał sam do siebie - ale też nie zbyt swawolny.
Po długim namyśle zdecydował się na jeden z popielatych garniturów w stylu Gregory’ego Pecka do tego czarny krawat w geometryczne wzory, który dostał na ostatnie urodziny od Beaulieu. Przejrzał się ostatni raz w ogromnym lustrze, które wisiało na ścianie. Przygładził dłonią ubranie i odpiął guziki marynarki. Gdy już był gotowy do wyjścia, usłyszał dzwonek do drzwi. Ile sił w nogach pobiegł je otworzyć. Nacisnął na klamkę i posłał w stronę przybysza jeden ze swoich firmowych uśmiechów, którego kobieta nie odwzajemniła. Zamiast tego przyjrzała mu się tylko z dokładnością, po czym jej wzrok zaczął sunąć wzdłuż ścian do wnętrza rezydencji.
-Pięknie wyglądasz Jessica - zagaił.
-Tomlinson dobrze wiesz, że nie jestem tu na przyjacielskie pogaduszki i plotki przy herbacie i ciastkach. Miejmy to jak najszybciej z głowy.
Mężczyzna pokiwał głową na znak, że rozumie i zaczął oprowadzać szatynkę po posiadłości. Zaczął od pokazania jej pięknego ogrodu, który został zaprojektowany na wzór ogrodów wersalskich, w których Mulat mógłby spędzać swój wolny czas kiedy tylko miałby na to ochotę. Później płynnie przeszli przez kuchnię i jadalnię, które wbrew pozorom były ważniejsze niż się wydawały. Szatyn zaprowadził Nelson na piętro gdzie pokazał jej wszystkie pokoje po kolei, łącznie z sypialnią , którą miałby zająć chłopak. Była ona wystarczająco duża by pomieścić dwuosobowe łóżko, biurko, szafę i regał. Do tego połączona była z łazienką oraz posiadała swój własny balkon. Znajdowała się naprzeciwko jego biura, w którym spędzał większość wolnego czasu. Od razu poinformował ją, że pokój nastolatka można zmienić w każdej chwili i nie będzie robił z tego żadnego problemu. Ściany można przemalować, panele wymienić. Zrobić nowe meble na zamówienie specjalnie pod niego. Cokolwiek sobie zażyczy zaraz znajdzie się u jego boku - powtarzał raz po raz. Na sam koniec wycieczki przeszli do salonu, gdzie czekał już na nich poczęstunek przygotowany przez kucharkę. Milioner usiadł wygodnie w swoim ulubionym fotelu, które znajdowało się na prawo od kominka, zaś jego koleżanka usiadła na kanapie naprzeciwko. Nim zauważył trzymała już w dłoniach filiżankę z herbatą.
-Myślałem, że nie przyszłaś tu na pogaduchy przy herbacie, Jessica - zaśmiał się.
Treserka spojrzała na niego lodowatym wzrokiem, przez który przeszły go nieprzyjemne dreszcze po całym ciele. Nie wiedział co jeszcze mógłby zrobić, by choć trochę załagodzić stosunki między nimi. Naprawdę się starał i miał nadzieję, że jego wysiłek zostanie doceniony. Poniekąd podziwiał kobietę, że potrafi postawić na swoim i nie tak łatwo ją sobie ugrać. Oczywiście był jej również bardzo wdzięczny za wszystko co robi nawet jeśli nie okazywał tego w jakiś szczególny sposób.
-Po pierwsze nie nazywaj mnie Jessica... - zaczęła
-Oczywiście, wybacz mi...
-Nigdy mi nie przerywaj! - warknęła ostro, po czym jej ton wrócił do normalności - Nie nazywaj mnie Jessica, tylko Jesy. Jeszcze trochę się ze sobą pomęczymy, bo ja nie jestem z tych co łatwo odpuszczają, więc zwracaj się do mnie jak każdy. Dom masz ładny, przestronny, jednak dalej mnie to nie przekonuje. Wiesz dlaczego? Bo dobrze wiem co się stanie jak Zain przekroczy twój próg. Co mu po twoich pięknych ogrodach i cudnych sypialniach jak będzie tylko niewolnikiem w złotej klatce?
Mężczyzna już miał się odezwać i wtrącić również swój istotny w rozmowie, punkt widzenia, lecz Nelson uciszyła go ruchem ręki.
-Skończyłam rozmowę. Muszę wracać z powrotem do cyrku. Dziękuję za oprowadzenie i herbatę.
Milioner przytaknął i jak na dżentelmena przystało poszedł odprowadzić pannę do drzwi. Otworzył przed nią drzwi, lecz nim zdążyła zrobić krok przed siebie, złapał ją za dłoń. Przyłożył ją delikatnie do swoich ust i ucałował knykcie. Spojrzał głęboko w jej miodowe tęczówki i powoli wsunął jej niewielki, oliwkowy plecak. Kobieta już miała się odezwać, lecz gospodarz zdążył ją uprzedzić.
-Są tam ubrania, koce, trochę jedzenia i książki dla dzieci z obrazkami. Myślę, że dobrze jakbyś mu je regularnie czytała, dzięki temu łatwiej powinien się uczyć języka - ponownie zbliżył dłoń do ust - Każdy z nas jest niewolnikiem tego świata. Tak już jest, było i będzie. Nie możemy nic z tym zrobić, oprócz wybrania sobie wygodniejszych łańcuchów, które będą nas trzymały. Masz rację z tym, że zamknę go w złotej klatce. I zrobię to tylko po to, by w jej środku móc mu stworzyć iluzję wolności.

___________________________________________________________
Hej, to znowu ja! Nie sądziłam, że po tak długim czasie jeszcze do tego wrócę, ale jak widać cuda się zdarzają. Ze względu na to, że mamy już 2020 rok to dostałam nagle jakiegoś ataku nostalgii i zaczęłam zastanawiać się co udało mi się zrobić/osiągnąć przez okres tych 10 lat. Takim o to sposobem znalazłam się tutaj i postanowiłam skończyć wszystkie rozpoczęte historie. Mam nadzieję, że mi się to uda. A teraz kilka spraw organizacyjnych, które wszyscy tak bardzo kochamy:
1) Nie obiecuje, że rozdziały będą pojawiać się regularnie. Postaram się, żeby pojawiał się jeden co miesiąc, ale ze względu na moje przygotowania do matury może być to nieco utrudnione. 
2) Kiedyś była tu playlista, o której pamiętają pewno tylko nieliczni. I ona już nie działa, niestety. Nie wiem czy ktoś jej słuchał czy nie, więc proszę tylko dać mi znać czy mam ją naprawiać ;)
To chyba by było na tyle ode mnie na razie 
See you soon!

(mam nadzieję)

1 komentarz:

  1. Piszę ten kom bo raz drugi bo na telefonie jak widać nie da się z anonima (żenada)
    Witaj ponownie!
    Przeczytałam sobie od początku całe opowiadanie żeby wiedzieć co się działo i cieszę się ze to zrobiłam bo jestem w klimacie cyrku i starych czasów
    Więc tak...
    Leigh, cieszę się że jest bo może odbierze cyrkowi trochę problemów finansowych ale jednak nie ufam jej do końca, pojawiła się nagle, nic o niej nie wiemy, może chce wykurzyć Elsę? Nie mam do niej 100% zaufania póki co
    Ciekawi mnie jak potoczą się losy ciężarnej Perrie, z jednej strony rozumiem że rodzenie w cyrku to nie marzenie ale z drugiej chciałabym jednak przeczytać o tym jak radzą sobie z Liamem, lubię ich jako parę (mimo tego że Perrie always pasuje do Zayna haha)
    A Jesy to od początku moja ulubiona postać i cieszę się że jest główną bohaterką. Jest nieufna, ludzka i przez to prawdziwa. Wzrusza mnie to jak dba o Zayna i jak ważny jest dla niej jego los. No i te rozmowy z tygrysami <3
    Co do Louisa... Niby bogaty ale z sercem, co do czasów w których rozgrywa się opowiadanie nie do końca mi pasuje. Liczę w sumie na to że pokaże jakąś ciemną stronę. Lubię jego rozmowy ze służącymi ( ale fajnie jakby je np bił XDDD SORRY)
    Fascynuje mnie Odelia i liczę na kilka rozdziałów z jej przemyśleniami bo nie potrafię jej rozgryźć
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
    Wybacz że tyle czekałaś na kom ale szkoła, praca, nauka, egzaminy itp
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń