czwartek, 19 stycznia 2017

Prolog

Nazywam się Jessica Louise Nelson. Urodziłam się 14 października 1940 w Romford, cieszącej się złą sławą, dzielnicy Londynu. Mimo, że Wielka Brytania nie grała dużej roli w II wojnie światowej, dalej można było zobaczyć skutki niszczycielskiej siły nazistowskich Niemiec. Zwłaszcza w stolicy. Wychowywałam się w ubogiej rodzinie. Mama była krawcową, ojciec piekarzem. Nie pamiętam mojego taty zbyt dokładnie, szybko wzięli go na front do walki, skąd nigdy nie wrócił. Miałam trójkę rodzeństwa: Jacoba, Jennifer oraz Jaclyn. Byłam z nich wszystkich najmłodsza i bardzo odstawałam. Moi bracia i siostry, jak zarówno moi rodzice byli wysokimi osobami o szczupłej budowie ciała. Mieli jasne blond włosy, a błękit ich oczu można by porównywać z bezchmurnym niebem. Ja byłam ich przeciwieństwem w każdym calu. Niska, tęga, ciemne brązowe włosy, piwne oczy. Po dzielnicy chodziły plotki, ze moją matką puściła się z listonoszem, stąd mój inny wygląd. Kiedyś jedna z cioć zagaiła, iż wyglądam niczym babcia w okresie młodości. Nigdy nie poznałam prawdy na ten temat. Po zakończeniu wojny w 1945 moja wybrakowana rodzina spakowała manatki i uciekła do USA. Tam pobierałam pierwsze nauki od lokalnych zakonnic, zawierałam pierwsze przyjaźnie. Jedna z moich najlepszych przyjaciółek była córka czarnoskórej służącej w domu na końcu ulicy. W 1956 w dość upalne lato, jak na stan Wyoming, do naszego małego miasteczka przyjechał najprawdziwszy cyrk. Byli tam klauni, mimowie, magicy, dzikie zwierzęta. Patrzyłam jak zafascynowana na tygrysy przeskakujące przez obręcz, słonie na piłkach, misie na rowerach. To wszystko było dla mnie niezwykłe, nowe. Lecz mama miała bilety wstępu tylko na jeden raz. Nie cieszył mnie ten fakt, jednak z ciężkim bólem serca opuściłam świecące, kolorowe, tętniące życiem miejsce. Tej nocy nie mogłam spać. Wierciłam się aż w końcu zdałam sobie sprawę, ze nie usnę bez usłyszenia tej wesołej cyrkowej melodii jeszcze raz. Wyszłam niezauważona z domu. Stary jak świat numer z oknem i prześcieradłem. Szybko odnalazłam miejsce moich rozkosz. Przed wejściem stała ona, właścicielka. Kiedy zobaczyła mnie ponownie, uśmiechnęła się szeroko. Zaczęła mi schlebiać, pytać, troszczyć się. Nie poszłam na spektakl. Wylądowałam w jej namiocie pełnym egzotycznych pamiątek z każdego końca świata. Z nią po raz pierwszy zasmakowałam alkoholu. Ruska wódka z Dr Peeperem. Opowiedziałam jej wszystko. Począwszy od życia w Londynie, przez mój niecodzienny wygląd w porównaniu do rodziny, na chęci podróżowania kończąc. Po tej nocy spotkałam się z nią ponownie i ponownie, i jeszcze raz. Ale cyrk nie może stać wiecznie w jednym miejscu. Przyszedł czas pożegnań. Nie chciałam tego. Ona była jedyną osobą na tym okrutnym świecie, która mnie rozumiała, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Zaproponowała mi możliwość podróży, chciała otworzyć mi drzwi na kompletnie nowy, nieznany, niespotykany świat. Nie myślałam zbyt wiele. Spakowałam swój niewielki dobytek, wsiadłam do pociągu.  W wieku 16 lat uciekłam z cyrkiem Elsy Mars.

1 komentarz:

  1. Bardzo podoba mi się opis historii życia Jesy
    Miło jest przeczytać coś innego niż zwykle, a czasy wojny bardzo mi odpowiadają pod względem literatury
    Nie ma się do czego przyczepić naprawdę
    Wszystko ma spójną całość i jest bardzo piękne.
    Bohaterowie są świetni, i gify i cytaty, bo kilka z nich trafiło już do zeszyciku
    Fascynuje mnie jak poprowadzisz fabułę i akcję
    Muzyka pasuje wręcz idealnie
    Nie mogę się doczekać co dalej
    Wielkie brawa!

    OdpowiedzUsuń