poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział bonusowy II

*Oczami Jade*
Siedziałam na kanapie, pijąc ciepłą miętową herbatę. Nerwowo zerkałam na zegarek, nie mogąc się doczekać aż Jesy wróci z pracy. Tak bardzo chciałam ją zobaczyć i przytulić się do niej. Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach i po chwili w salonie pojawiła się moja ukochana.
-Hej Jadey. - ściągnęła czapkę i cmoknęła mnie w policzek.
-Hej Jess. Jak było w pracy?
-Justin znowu dał mi w kość ale nie najgorzej. Na szczęście odrobiłam wszystko i mamy czas dla siebie. - puściła mi oczko.
-To wspaniale. Tak w ogóle mamy zaproszenie na kolację do moich rodziców. - dodałam ciszej.
-Jade kocham cię ale wiesz jakie twoi rodzice mają o mnie zdanie. Jedź sama.
Westchnęłam cicho. Moja żona miała rację, moi rodzice za nią nie przepadali. Znaczy tata jakoś ją znosił ale matka najchętniej udusiła by ją gołymi rękoma.
-Myszeczko jeśli to dla ciebie takie ważne... - zaczęła dziewczyna. - to mogę pojechać z tobą. - uśmiechnęła się do mnie.
-Naprawdę?
Nelson pokiwała głową na "tak", a ja rzuciłam się jej na szyję. Mam najlepszą żonę na świecie!
***
-Witaj matko i ojcze. - przywitałam się uroczyście z rodzicami.
-Witaj słonko. - odparli entuzjastycznie.
Jesy chrząknęła.
-Jessica ciebie też miło widzieć. - burknęła moja mama z mordem w oczach.
Powietrze nagle stało się tak gęste, że można by ciąć je nożem.
-To może chodźmy do salonu. - powiedział mój tata, klaszcząc w ręce.
-To wspaniały pomysł. - stwierdziłam, szturchając moją żonę, która mierzyła się wzrokiem z moją rodzicielką.
Jesy złapała mnie za rękę i przeszliśmy do większego pomieszczenia jakim był nasz salon. W kominku wesoło tańczył ogień, a na wielkim stole znajdowało się wiele talerzy z przepysznym jedzeniem.
***
Wieczór minął nawet przyjemnie. No może pomijając moją mamę ciągle czepiającą się Jesy. Na szczęście mój tata uratował wszystko i z zainteresowaniem rozmawiał z moją ukochaną o samochodach.
-Przepraszam idę zapalić. - powiedziała Jess, wstała od stołu i skierowała się do kuchni.
Moja rodzicielka również wstała, zbierając wszystkie talerze.
-Pójdę pozmywać. - oświadczyła.
-Norma. - rzucił ostrzegawczo ojciec.
-Spokojnie będę grzeczna. - syknęła moja mama i po chwili jej nie było.

*Oczami Jesy*
Siedziałam na blacie w kuchni u rodziców mojej myszki. Nim odpaliłam papierosa upewniłam się, że okno jest otwarte. Nie chciałam znów kłócić się z mamą Jade. 
-Złaź. - syknęła kiedy tylko pojawiła się w kuchni. 
-Przepraszam pani Thirlwall. - powiedziałam natychmiast. 
-Posłuchaj mnie. - zaczęła, wkładając naczynia do zlewu. - Jade zasługuje na kogoś lepszego. Ty ją zaciągniesz na samo dno. 
-Pani nawet mnie nie zna. Dlaczego pani mnie tak nie lubi?
-Nie skończyłam mówić. - warknęła i potulnie umilkłam. -  Jesteś zwykłą ćpunką, palaczką i pijaczką. I nie lubię cię z jednego powodu. Jade jest naszym jedynym dzieckiem nie dlatego, że tak chcieliśmy ale dlatego, że każde następne poroniłam. I teraz nie mam mieć wnuków tylko dlatego, że zrobiłaś z mojej córki lesbijkę? - ostanie zdanie wypowiedziała z trudem. 
-Możemy je zaadoptować. - odpowiedziałam pewnie.
-Boże ty nadal nic nie rozumiesz prostacka dziewczyno? Ja chcę mieć własnego wnuka, a nie obcego. - zrobiła nacisk na słowo "własnego". 
Prychnęłam, zgasiłam peta i natychmiast opuściłam pomieszczenie. 
***
-To nie ja chciałam tylko twoja matka. - powiedziałam oschle. 
Jade spojrzała na mnie ze spojrzeniem zbitego szczeniaczka ale nawet to na mnie nie podziałało. No dobra może trochę. No dobra! Chciałam ją zabrać z tego klubu i wziąć do domu ale skoro jej matka chce wnuka to go dostanie. 
-Jess ja się boję. 
-Czego?
-To będzie boleć. - odpowiedziała cichutko. 
Westchnęłam i poprosiłam barmana o jakiegoś kolorowego drinka. Podałam go mojej myszce. 
-Jesy czy to konieczne?
-Tak.
Rozejrzałam się po klubie, w którym byłyśmy. Szukałam kogoś w miarę podobnego do mnie, oczywiście płci męskiej.
-Tamten. - powiedziałam nagle. 
-Który?
-Tamten. - wskazałam na chłopaka, który mógłby być moim bratem. 
-Jesteś pewna? - Jade głęboko spojrzała w moje oczy.
-Tak. Idź. - pogoniłam ją. 
***
-I jak? - zapytałam przez drzwi łazienki. 
Jade nie odpowiedziała tylko wyszła z szeroko otwartymi oczyma. Od razu mocno ją przytuliłam.
-Jestem w ciąży. - szepnęła, a ja ucałowałam ją w czubek głowy. 
-To wspaniale. 
-Jess będziemy miały dziecko. - wyrwała się z mojego uścisku i zrobiła kilka piruetów. 
-Kocham cię. - pocałowałam ją. 
-Ja ciebie też.
***
-Maddie schodź spóźnimy się. - krzyknęłam. 
Po schodach zeszła mała dziewczynka. Miała brązowe włosy związane w kucyk i piękne ciemno miodowe oczy. Ubrana była w czerwony szkolny mundurek. 
-Mamo jeszcze nie zjadłam śniadania. - jęknęła moja córka. 
Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w czubek głowy. 

 _________________
Tak wiem nudne to "coś". Pomysł mi się bardzo spodobał ale go zjebałam :(. To tak oto tym skończyliśmy wszystko związane z "Double Big Trouble". Dziwnie mi. Tak jakoś pusto w sercu. Nie wiem nawet co napisać. Tak sobie myślę, że zmienię wygląd i zaczniemy tu coś nowego. To co? Do zobaczenia <3.

Kocham was <3

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział bonusowy I

*Oczami Leigh - Anne*
Wyszłam ze szpitala z małym zawiniątkiem w rękach - moją córką.
-Leigh - Anne Pinnock! - usłyszałam ze swojej prawej strony.
Rozejrzałam się i zobaczyłam Liam'a. Przewróciłam oczyma i nie zwracałam uwagi na jego krzyki. Chłopak nagle, jakby wyrósł spod ziemi, znalazł się przede mną.
Czego chcesz? - syknęłam.
-Nie pozwolę ci tego zrobić. - odparł spokojnie.
-Skąd wiesz co zamierzam? - byłam w szoku.
-Chyba zapominasz kim jestem. - uśmiechnął się.
Złapał mnie za ramiona, obrócił i zaprowadził do auta. Wziął ode mnie śpiące dziecko i włożył je do fotelika.
-Masz dzieci. - zapytałam.
-Nie, dlaczego pytasz?
-To po co ci fotelik?
Liam nie odpowiedział tylko otworzył mi drzwi do auta. Grzecznie wsiadłam, dziękując cicho. Payne uśmiechnął się do mnie i przekręcił kluczyk w stacyjce.
***
Siedziałam na kanapie w domu Liam'a. Popijałam herbatę, którą mi zrobił i oglądałam fotografie na ścianach. Mała spała słodko w foteliku. Chłopak przywiózł mnie tu jednak wcześniej pojechaliśmy do schroniska, w którym pomieszkiwałam do dnia porodu. Wzięłam stamtąd trzy bluzki i dwie pary dżinsów. Trochę bielizny i jedną bluzę. Mój cały dobytek.
-Jak ją nazwałaś? - spytał Payne, wchodząc do salonu z kubkiem w ręku.
-Caroline.  - spojrzałam na niemowlaka.
-Ładnie.
Upiliśmy łyk napoju, a Li usiadł koło mnie.
-Skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu? - zapytałam.
Zastanawiało mnie to. Nie chwaliłam się tym zbytnio i nawet Perrie i Jesy nie wiedziały gdzie się znajduję.
-Wszyscy bardzo się o ciebie martwili i poprosili mnie bym się tobą zaopiekował. Pojechałem do schroniska ale tam mi powiedzieli, że jesteś w szpitalu. No to pojechałem do szpitala.
-Wszystko fajnie tylko ja nie potrzebuję niańki, a już tym bardziej ciebie.
-Wiem, że za mną nie przepadasz ale nie masz innego wyboru. Chyba, że chcesz iść do Jordan'a błagać go by znów z tobą był.
Prychnęłam i poszłam do kuchni. Specjalista się kurwa znalazł.
***
Obudził mnie płacz Caroline. Otworzyłam oczy i ujrzałam jak Liam uspokaja moją płaczącą córeczkę. Udawałam, że dalej śpię by nie sprawiać mu problemów. Już wystarczy, że ja z małą zajmuję jego sypialnię, a on śpi na kanapie w salonie. Gdy Caroline przestała płakać, chłopak położył ją do łóżeczka i podszedł do mnie. Natychmiast zamknęłam oczy. Złożył pocałunek na moim czole i wyszedł. Kochany ten Liam.

*Oczami Liam'a*
Leigh zaakceptowała swoje "nowe" życie. Na początku miałem obawy, że wpadnie w depresję poporodową lub coś podobnego ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Dziewczyna chętnie zajmowała się córką i spędzała z nią bardzo dużo czasu. Wydawać by się mogło, że wszystko układa się idealnie i tak rzeczywiście było. Oczywiście do czasu. To wydarzyło się pewnego popołudnia kilka dni po pierwszych urodzinach Caroline. Lee siedziała w kuchni i nakładała na talerze obiad. Mała była z nią, a ja nakrywałem do stołu. Pomogłem zanieść talerze do salonu i usiedliśmy do obiadu. Pinnock jak zawsze pokroiła dziewczynce jedzenie i wzięła się za własne.
-I jak ci dzisiaj minął dzień? - zapytała mnie po czym włożyła sobie kawałek kotleta do ust.
-Dobrze. Uzdrowiłem jakiegoś chłopca z grypy żołądkowej, jakąś staruszkę z kataru. Dzień jak zwykle. - uśmiechnąłem się lekko. 
-Piciu! - krzyknęła Caroline. 
Czarnowłosa sięgnęła po sok by nalać go małej ale ta odtrąciła jej rękę. 
-Tata! - krzyknęła i wskazała palcem na mnie. 
Obydwoje spojrzeliśmy na siebie. Nie zbyt wiedziałem jak zareagować na to co przed chwilą się wydarzyło. 
-Nalej jej soku. - powiedziała Leigh głosem wypranym z emocji i podała mi karton. 
Przytaknąłem i zrobiłem to co mi kazano. Gdy dziewczynka piła sok Lee wstała. 
-Przepraszam ale straciłam apetyt. - odparła piskliwie i wyszła. 
***
Od tego wydarzenia minął równo miesiąc. Od miesiąca Lee unika mnie jak ognia. Kiedy przychodzę do domu idzie do Jesy i Jade razem z Caroline i wraca po północy. Przyzwyczaiłem się, że jest często w domu zwłaszcza wieczorami i trudno było mi przywyknąć do tej samotności. Nie pomagało mi nic. Dzwoniłem do Zayn'a, Harry'ego, Niall'a, Louis'a, a nawet kiedyś zadzwoniłem do Louise. Nadal czułem się samotny, a rozmowa z nimi nudziła mnie po kilku minutach. Z Leigh było inaczej. Zawsze potrafiła mnie czymś zainteresować. 
-Obiad masz na stole w kuchni. - usłyszałem chłodny głos mojej "współlokatorki", która właśnie wychodziła z domu z córką na rękach. 
-Gdzie się znów wybierasz? - zapytałem mimo iż znałem odpowiedź. 
-Do Jesy i Jade. Ma też przyjechać Perrie z Louise i przyjdzie Eleanor. - powiedziała jakby była tego wyuczona na pamięć. 
-Dobrej zabawy. - odparłem zmęczony. 
Dziewczyna wyszła, a ja udałem się do kuchni gdzie czekał na mnie obiad. Spojrzałem na niego z obrzydzeniem mimo iż był to normalny posiłek składający się z surówki, ziemniaków i kotleta. Westchnąłem ciężko i podszedłem do lodówki. Wyciągnąłem z niej puszkę piwa po czym udałem się do salonu. Włączyłem tv i przełączałem kanały. Nie było nic ciekawego więc włączyłem sobie MTV i otworzyłem puszkę. Usłyszałem pukanie do drzwi więc odstawiłem browarka na stolik i ruszyłem do drzwi. 
-Chwila! - krzyknąłem gdy ktoś mocno się dobijał. 
Otworzyłem i zobaczyłem Jesy. 
-Cześć Liam. - przywitała się radośnie. 
-Przyszłaś mnie zaprosić na waszą babską imprezkę? - spytałem. 
Nie wiem co mną wtedy kierowało. Może to przez tą samotność. Gdy ujrzałem zdziwienie w jej oczach zacząłem żałować moich słów. 
-Jess przepraszam ja nie chciałem... - zacząłem. 
-Liam, ja i Jade wróciłyśmy dopiero dzisiaj z Leeds. - powiedziała zszokowana. 
-Żartujesz sobie ze mnie? Chcesz mi powiedzieć, że Leigh jeździ do wam od miesiąca codziennie na babskie wieczorki z Caroline, a was nawet nie było w tym czasie w domu?
Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Do gdzie chodziła Pinnock do cholery?!
-Pojechałyśmy tam na 2 tygodnie. - powiedziała po czym zakryła usta dłonią. 
-Wiesz gdzie może teraz być? - zapytałem. 
-Chyba tak. Chodź do samochodu! - zawołała, a ja szybko włożyłem buty i narzuciłem na siebie jakąś bluzę. 
***
Biegliśmy przez korytarz motelu. Z tego co mówiła Jesy to właśnie tutaj znajdował się Jordan  i to potwierdziła pani z recepcji. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami z numerem 14. Jess mocnym kopniakiem otworzyła je. 
-Co do kurwy nędzy?! - usłyszeliśmy krzyk i moim oczom ukazał się dosyć niecodzienny widok. 
W progu stał golusieńki Jordan. Starałem się unikać spojrzenia na tamtą część ciała. Nelson jakby nigdy nic nie zwracała na to najmniejszej uwagi. 
-Gdzie jest Lee? - syknęła. 
-Ta dziwka? Przychodzi tu codziennie z tym bachorem i błaga mnie byśmy znowu byli razem. 
-Po pierwsze: Leigh - Anne Pinnock to nie dziwka i nigdy cię nie zdradziła. Po drugie: ten jak to określiłeś bachor to Caroline i to jest twoja córka. - odparła dziewczyna. 
-Właśnie widzę, że Lee to nie dziwka. A ten tu chłoptaś to co jej klient? - zaśmiał się. 
Spuściłem wzrok, czując że się rumienię. Nie wiem dlaczego. Próbowałem skupić się na telewizorze, który był za Jordan'em. 
-Co zazdro? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem po czym spojrzał na swój sprzęt.
-Nie, prędzej politowanie lub współczucie.
Na moje słowa Jesy wybuchnęła śmiechem, a chłopak warknął. Podszedł do mnie i przywalił mi z pięści w twarz. Nelson uspokoiła się i pomogła mi wyjść z pokoju. Gdy z powrotem byliśmy w korytarzu opadłem na podłogę. Miałem rozwalony nos. Dziewczyna usiadła obok mnie. 
-I co teraz? - zapytała. 
Spojrzałem na zegarek. Była dwudziesta druga. 
-Jest za wcześnie. 
-Na co?
-Lee wracała grubo po północy. Jeśli on codziennie odprawiał ją z kwitkiem to gdzie podziewała się przez resztę czasu?
-Nie mam pojęcia Liam. Wiesz ilekroć Leigh miała zły humor chowała się. Chodziła do opuszczonych budynków, pod mosty, do ślepych uliczek. Siedziała tam i płakała. 
Przytaknąłem, przyswajając sobie zdobytą wiedzę. I wtedy mnie oświeciło. Natychmiast wstałem. 
-Już chyba wiem gdzie jest. 
***
Uważając by się nie poślizgnąć na błocie, schodziliśmy pod most. Od razu do naszych uszu dobiegł płacz obijający się echem od konstrukcji. Poszliśmy w głąb i ujrzeliśmy niewielką postać. 
-Caroline! - krzyknąłem, a dziewczynka podbiegła do mnie mocno się przytulając. 
-Caroline gdzie jest mama? - zapytała Jesy, głaszcząc małą po główce. 
Córka Lee wskazała paluszkiem w górę. Zostawiłem dziewczyny razem i wdrapałem się na górę. Mimo iż było ciemno, widocznie widziałem kobietę. Stała za barierką i była bardzo podobna do mojej "współlokatorki". 
-Leigh - Anne Pinnock! - krzyknąłem, a postać odwróciła się. 
-Czego chcesz?! - wykrzyknęła, a jej głos był zachrypnięty. 
-Chodź tu do mnie, pojedziemy do domu i porozmawiamy. - starałem się zachować spokój. 
-Nie musisz się już mą przejmować! Wiem, że to utrapienie ze mną! Pozwól mi umrzeć!
-Nie mogę. 
-Dlaczego?! - wychlipała. 
-Bo jeśli umrzesz ty to umrę także ja. - odpowiedziałem. 
Czarnowłosa spojrzała na mnie zdziwiona. 
-Liam czy ty mnie kochasz? - zapytała. 
-Niespodzianka! - starałem się zabrzmieć pewnie. 
No dobrze miałem taki jeden mały sekrecik. Byłem w niej zakochany. No co prawda teraz to już nie sekret ale był. 
-Lee proszę chodźmy do domu. - spojrzałem na nią błagalnie. 
Przytaknęła, przeszła z powrotem za barierkę i podbiegła do mnie. Od razu mocno ją przytuliłem. 
-Liam ale ja nie zasługuję na miłość. 
-Zasługujesz. - odparłem po czym namiętnie ją pocałowałem. 
***
-Tato, mamo pobudka! - usłyszałem przez sen. 
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Caroline wesoło skaczącą po naszym łóżku. 
-Dzień dobry. - usłyszałem zaspany głos Leigh i dostałem buziaka w policzek. 
-Dzisiaj święta! - wykrzyknęła córeczka i wepchnęła się między nas. 
Byłem z Lee już 2 lata w związku. Caroline traktowała mnie jak tatę, a Jordan odszedł w zapomnienie. Zeszliśmy na dół i zrobiliśmy śniadanie. Zasiedliśmy do posiłku. 
-Pojedziemy dzisiaj do cioci Perrie i wujka Zayn'a? - zapytała mała. 
-No oczywiście. - odparłem z uśmiechem. 
Miałem przy sobie 2 najważniejsze kobiety w moim życiu. Nie potrzebowałem nic więcej do szczęścia.
_________________
Hello to znów ja! Myśleliście, że zapomniałam o was? Tak na początek to najmocniej przepraszam, że tak długo czekaliście. Macie pełne prawo mnie zwyzywać gdyż guzdrałam się z tym niemiłosiernie. Choć mam taką malutką nadzieję, że mimo wszystko nie będziecie rzucać obelgami. Następny rozdział bonusowy będzie szybciej. Wezmę się teraz za shoty i inne. Swoją drogą przywykłam do tego bloga i tak sobie myślę, że jak już napiszę 2 to zmienię tu lekko wygląd i zacznę kolejne ff. Nie mam najmniejszej ochoty ani chęci zakładać następnego bloga, wymyślać link itd. Mam nadzieję, że taki rozdział bonusowy wam się spodoba :). To do zobaczenia.

Kocham was <3


czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 22

*Oczami Perrie*
Stałam na zamkowym tarasie i przyglądałam się dziedzińcowi przed nim. Przypominałam sobie walką jaką stoczyliśmy. Minęło już dobre kilka lat od tamtego zdarzenia. Każdy z nas się zmienił. Przeniosłam wzrok na moją dłoń. Na jednym z palców połyskiwała obrączka. Dwa dni po całej bitwie Zayn mi się oświadczył. Nadal zastanawiałam się jakim cudem on żyje. Sztylet Niny był wbity w jego serce. Moje rozmyślania przerwały czyjeś ręce, które objęły mnie w talii.
-O czym tak myślisz? - szepnął mi Zayn do ucha.
-O tym wszystkim. - odparłam.
-Perrie mogę ci zadać pytanie?
-Jakie?
-Jesteś szczęśliwa?
-Z tobą zawsze. - pocałowałam go w policzek.
Chłopak uśmiechnął się i spojrzał w niebo. Wtedy kiedy przez kilka godzin nie okazywał oznak życia musiało coś się stać. Mulat codziennie zadawał mi to pytanie, a moja odpowiedź codziennie była taka sama. Ktoś nam jednak postanowił przerwać tą chwilę i zapukał do drzwi komnaty, w której się znajdowaliśmy.
-Proszę. - krzyknęłam.
Zza drzwi wyłoniła się ruda czupryna Ed'a. Ed Sheeran był moim doradcom. Rodzinka rudzielców, która wtedy nam pomogła nie chciała niczego w zamian po za tym by spełnić marzenia tego chłopca. Mimo iż był tylko moim doradcom uparł się i tak właściwie był doradcom, pokojówką, ogrodnikiem, kucharzem i Bóg jeden wie czym jeszcze, w jednym
-Goście już przyjechali królowo. - odparł chłopak.
-Ed mów mi po imieniu.
-Dobrze. Perrie twoje przyjaciółki przyjechały. - rzekł i wyszedł.
Dzisiaj każdy miał przyjechać. Jade i Jess mają nam coś ważnego do powiedzenia. Zayn splótł nasze palce razem i zeszliśmy na dół.

*Oczami Louise*
Siedzieliśmy przy stole naładowanym przeróżniejszym jedzeniem. Jednak znając kogoś takiego jak Niall wiedziałam, że tego jedzenia zaraz nie będzie i chyba inni myśleli podobnie, bo gdy tylko zostało ono położone na stole każdy łapał co się dało.
-Mam wrażenie, że wy się mnie boicie. - powiedział Horan gdy każdy miał pełen talerz, a on nie.
-Chyba sobie żartujesz z nas. - odparła Eleanor.
Dziewczyna nie uciekła od Lou, a wręcz przeciwnie. Gdyby tylko mogła wykrzyczała by całemu światu jak bardzo Louis jest zajebisty, bo czaruje.
-Och tylko Eleanor nie wygadaj się zbytnio. - syknął Nialler, a wszyscy umilkli.
Nie wiedzieliśmy o co chodzi blondynowi. Dziewczyna nie chciała być wredna, więc reakcja chłopaka bardzo nas zaskoczyła.
-Niall wszystko ok? - spytał Zayn.
-Tak, przepraszam jestem przemęczony.
-Czym? - zapytałam.
Irlandczyk nic nie odpowiedział tylko spojrzał się błagalnie na Jade i Jesy.
-Bo my musimy wam coś powiedzieć. - zaczęła Jadey.
-Chciałybyśmy zaprosić was wszystkich na nasze wesele. - pisnęła Jess.
Chwila ciszy i wszyscy wstali bijąc brawo. Byłam bardzo dumna z Jesmindy, że w końcu się na zdecydowała.
-Ale nadal nie wiem jaki ma to związek z Niall'em. - powiedziała Perrie.
-Niall pomagał nam cały czas i to on wpadł na ten pomysł i bardzo chciał by wszystko wyszło perfekcyjnie. - wyznała nam Nelson.  
-Ja też mam pewną niespodziankę. - Louis odchrząknął i klęknął na jedno kolano. - Ok kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy wiedziałem, że jesteś kimś wyjątkowym. Kimś z kim chce brnąć przez życie. Kimś z kim chce spędzać każdy dzień. Kimś z kim chce się zestarzeć. - wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko, w środku którego znajdował się pierścionek zaręczynowy. - Czy ty Eleanor Jane Calder uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i wyjdziesz za mnie?
Brunetka była cała w łzach. Szybko je otarła wierzchem dłoni. 
-No wiesz musiałabym się zastanowić. - powiedziała, cmokając, a my obserwowaliśmy jak Lou strasznie bladnie. - ŻARTOWAŁAM!! Jasne, że za ciebie wyjdę Lou. - powiedziała El rzucając się chłopakowi na szyję. 
Czasami szczęśliwe zakończenia przychodzą do nas gdy najwięcej wycierpimy ale to tylko pokazuje, że nigdy nie powinniśmy się poddawać. Nigdy nie dajmy losowi tej satysfakcji. Pokażmy mu, że mimo tego wszystkiego jesteśmy silni.


 _________________
Tak więc jest to ostatni rozdział. Cholera płaczę. No przydałoby się coś ładnego powiedzieć. Nie!! Ja tak rady sobie nie dam!! Napiszę jeszcze 2 rozdziały bonusowe i wtedy. Tak więc nie wiem jaki to rozdział xD. Na pewno ostatni, w którym głównymi bohaterkami są Louise i Perrie. Chciałabym osobiście podziękować każdej osobie, która to czytała. JESTEŚ WSPANIAŁĄ OSOBĄ!!! Huh dobra, bo się bardziej rozkleję :). To do zobaczenia :).

Kocham was <3

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 21

*Oczami Zayn'a*
Byłem w jakimś dziwnym miejscu. Był to chyba pokój. Cały skąpany był w bieli. Podłoga i ściany były białe. Podrapałem się po głowie. Jakim cudem się tu znalazłem? Ostatnie co pamiętam to Nina całująca mnie i przerażający ból w klatce piersiowej. Moja ręka natychmiast znalazła się w miejscu mojego serca.  Zdziwiło mnie, że nie czuję uderzeń. Prędko rozpiąłem swoją koszulę, a moim oczom ukazała się dość świeża blizna.Czy to możliwe? Rozejrzałem się nerwowo po miejscu, w którym się znajduję.
-Witaj Zayn. - usłyszałem czyiś głos.
Dostrzegłem jakąś postać w oddali. Zmrużyłem oczy by zobaczyć dokładniej. To zdecydowanie kobieta. Ubrana była w piękną, długą suknie koloru zielonego. Bardziej się przyjrzałem. Te włosy, te oczy, ten nos.
-Królowo. - klęknąłem widząc matkę Perrie.
-Wstań chłopcze. - powiedziała do mnie.
Posłusznie podniosłem się i otrzepałem kolana.
-Gdzie jesteśmy? - zapytałem.
-Gdzieś pomiędzy niebem a ziemią.
-Czy to znaczy, że ja nie żyję? - ostatnie słowo wyszeptałem.
Królowa uśmiechnęła się tajemniczo i gestem nakazała mi kroczyć za nią. Potulnie, niczym wytresowany psiak, szedłem za nią krok w krok. Szliśmy dłuższą chwilę dopóki rażące światło, które padało na moje oczy, sprawiło że je zamknąłem. Gdy podniosłem powieki znalazłem się w długim korytarzu. Ściany były kremowe w brązowe wzorki, a dywan czerwony i puchaty. Znałem to miejsce. To sierociniec do którego trafiły Perrie i Louise.
-Który mamy rok? - spytałem królowej Edwards.
Kobieta nic nie odpowiedziała tylko podała mi leżącą nieopodal gazetę. 12 stycznia 1998r.  Przez chwilę wpatrywałem się tępo w kartkę.
-Znam to wspomnienie. - powiedziałem pewnie.
-Czyżby?
Słowa byłej władczyni Karo trochę zbiły mnie z tropu.
-Chodź ze mną Pokażę ci coś. - odparła kobieta i skierowała się na schody. Zaciekawiony podążałem za nią. Staliśmy przed dębowymi drzwiami. Niemal bezszelestnie wślizgnęliśmy się do środka.  Byliśmy w pokoju, w którym dominował kolor zgniłej zieleni. Znajdowało się tu osiem identycznych łóżek .Na łóżku przy oknie siedziały dwie blondyneczki.
-Czy to... - zacząłem.
-Tak, to Pezzi i Lou. Nie widzą cię więc możesz podejść bliżej. - uśmiechnęła się.
Przytaknąłem i niepewnym krokiem podszedłem bliżej. Przysiadłem na krawędzi materaca.
-Nie uwierzysz co znalazłam! - wykrzyknęła Perrie do siostry i zaczęła czegoś szukać w szafeczce nocnej. Louise przyglądała się z zaciekawieniem poczynaniom bliźniaczki. Dziewczynka wyciągnęła zniszczoną fotografię. Nie widzę zdjęcia dokładnie i muszę się pochylić do przodu. Fotografia przedstawia naszą trójką podczas zabawy na placu zabaw.
-Kto to? - spytała się Lou, wskazując palcem na mnie.
-Nie wiem.
-Gdzie to znalazłaś?
-Leżało na mojej szafce.
Uśmiechnąłem się. Jakaś cząstka mnie cieszy się, że dziewczyny znalazły to zdjęcie. Nagle przed oczami mam znów to rażące światło. Tym razem gdy otwieram oczy znajduję się w ciemnym pokoju, na którego środku stoi ogromne łóżko. Leży na nim naga, zapłakana Perrie. Drzwi do pokoju otwierają się pod wpływem mocnego kopnięcia i Jesy wchodzi do pomieszczenia. W jednej chwili stoi w progu, a w nestęnej uspokaja blondynkę.
-Znajdę Lee i wrócimy do domu dobrze?
Pezz przytakuje, a brunetka wychodzi. Niebieskooka podnosi się do pozycji siedzącej, a wtedy zauważam że jej ciało pokrywają zadrapania i siniaki. Moja dziewczyna sięga do kieszeni spodni leżących obok łóżka. Wyciąga z nich tą samą fotografię tylko bardziej zniszczoną. Czuję jak moje serce krwawi. Co za zwyrodnialec zrobił jej coś takiego?! W mojej głowie jest pełno pytań. Odwracam się by zadać je królowej, ale nigdzie jej nie ma. Jestem zdezorientowany. Gdy słyszę pociągnięcie nosem natychmiast moje myśli znów wracają do Perrie. Dziewczyna uśmiecha się po czym całuje fotografię i znów chowa ją do kieszeni spodni. Do pokoju wchodzą Leigh i Jesy. Nic nie mówią tylko zbierają ubrania i pomagają się odziać Perrie. Kręci mi się w głowie kiedy widzę krew spływającą po jej udach. Przed oczami znów mam to denerwujące światło i czym prędzej je zamykam. Trochę się boję co będzie tym razem i ociągam się z otwarciem ich dopóki nie słyszę cichego szlochu i własnego imienia. Gdy podnoszę powieki znów znajduję się na placu w Karo. Dookoła jest pełno trupów. Każdy lekko pochlipuje. Perrie jest skulona i kogoś trzyma. Podchodzę bliżej i widzę własne ciało. W oczach mam łzy. Pezz głaszcze mnie po głowie i przytula mocno.
-Hej kochani ja nadal żyję! - krzyczę, wymachując rękoma.
Nie przynosi to żadnych efektów. Nikt nie zwrócił ma mnie najmniejszej uwagi. Dopiero teraz przypomina mi się, że przecież nie żyję.
-Dlaczego mi to pokazujesz?! - krzyczę, cały zapłakany w przestrzeń. - Co ja takiego zrobiłem? - mówię głosem zranionego szczeniaczka.
W głowie mi się kręci, a światło znów się pojawia. Posłusznie zamykam oczy licząc, że dostanę jakieś wyjaśnienia. Tym razem znajduję się w pokoju z luster. Sufit, ściany i podłoga to lustro. Jedne wielkie lustro, w których widać moje odbicie. Przede mną stoją państwo Edwards ale ich odbicia w lustrach nie ma. Król Edwards razem z małżonką.
-Zayn nie płacz. - powiedziała królowa i przytuliła mnie mocno.
Zaczęła mnie głaskać po głowie, a ja poczułem się jakby była moją mamą. Tak bardzo mi jej brakowało. Brakowało mi rodziny, która się mnie wyparła obarczając mnie winą. Płakałem w jej ramionach.
-Byłeś dla nas jak syn, którego nigdy nie mieliśmy. - tym razem odezwał się król. - I razem z żoną całe życie uważaliśmy, że jesteś idealnym kandydatem na zięcia.
-Ale ja przecież nie żyję. - wychlipałem.
-Nie do końca. - odparła mama bliźniczek. - Pomogłeś Louise. Pokazałeś naszej córce co to miłość. Pokazałeś Harry'emu, Louis'owi, Niall'owi, Liam'owi i Cher, że nie warto żyć przeszłością. Miłość oraz najszczersza przyjaźń są w stanie przezwyciężyć nawet śmierć. Pamiętaj, że dla rodziców najważniejsze jest szczęście ich dzieci.
-No już chyba czas się żegnać. - odparł pan Edwards i razem z żoną zaczęli się wycofywać.
-Jak to żegnać? Co to wszystko oznacza? - krzyczałem nic nie rozumiejąc.
-Tutaj znajdziesz wszystkie odpowiedzi. - władczyni położyła swoją rękę na sercu.
Zaczęło mi się kręcić w głowie i chyba upadłem. Potem czułem jak ktoś znów głaszcze mnie po głowie. Otworzyłem oczy. Nade mną była Perrie. Gdy nasze tęczówki się spotkały dziewczyna była zszokowana. Nie czekając ani chwili dłużej pocałowałem ją namiętnie. Po chwili otaczali mnie przyjaciele. Przytulali, płakali.
-Jestem taka szczęśliwa, że żyjesz. - powiedziała Pezz przytulona do mnie.
Każdy przytaknął. Spojrzałem w niebo. Już chyba wszystko zrozumiałem.

*Oczami Louise*
Wszystko dobre co się dobrze kończy. Zayn żyje. Leigh - Anne tak samo. Liam spisał się wspaniale. Po chwili nikt nie miał nawet małej rany czy zadrapania. Szczęśliwi mieliśmy zamiar zbierać się do domu. Podziękowaliśmy całej rodzince rudzielców. Byli bardzo przyjaźni i głośni. Kroczyliśmy do muru oddzielającego Karo. Nagle przez bramę wjechała złota karota zaprzężona w dwa jednorożce. Z karocy wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Ubrany był w długą, śliwkową szatę. Podszedł do nas uśmiechając się promiennie.
-Witam przyszłe władczyni Karo. - wykrzyknął uradowany.
Razem z siostrą wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia. Po tym wszystkim byłyśmy raczej przygotowane na wygnanie.
-Kim pan jest? - spytała Perrie.
-Simon Cowell. Dyrektor Kawortu. - odpowiedział, uśmiechając się jak ludzie z reklam pasty do zębów.
-Kawortu?
-Tak Kawortu. Szkoły magii i czarodziejstwa. Jako iż pokonałyście złe królowe teraz nareszcie wy możecie zasiąść na tronie.
-Ale proszę pana... - zaczęła Pezz.
-Proszę, mów mi Cowell'ek. - odparł mężczyzna uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Dobrze. Cowell'ku my chyba się nie nadajemy. - szepnęła Perrie.
-Nonsens! - wykrzyknął Simon. - Za wami stoi piątka moich najlepszych uczniów! - znów wkrzyknął wskazując na naszych przyjaciół.
Popatrzałam się na Jade, Jesy i Leigh.
-A co z naszymi nie magicznymi przyjaciółmi? - spytałam.
Cowell'ek podrapał się po głowie, myśląc nad czymś intensywnie nim uradowany klasnął w dłonie.
-Jeżeli władczynie sobie tego życzą mogą zostać. - odparł.
Ten facet mnie przerażał. Może nie wyglądał na kogoś kto mógłby wyrządzić mi krzywdę, ale był straszny. Obejrzałam się za siebie.
-Proszę zostańcie. - wykrzyknęła rudowłosa rodzinka.
-No cóż my chyba nie mamy wyboru. - uśmiechnęłyśmy się razem z siostrą.




_________________
Siemka! Przepraszam, że tak późno :(. Sprawy osobiste chyba każdy rozumie. Obiecałam sobie, że w ferie będę pisać częściej, bo będę mieć więcej czasu. Mam jakieś 3 propozycje na shoty, a czasu w ogóle. Będę znów siedzieć po nocach :). Pomysł na ten rozdział przychodził i odchodził i omal nie dostałam kurvius maxmimus znany też jako pospolita kurwica ale udało się i go skończyłam! Pół części Zayn'a miałam na kartce. Zużyłam na 1/3 jego części 2 kartki i każda była zapisana z dwóch stron o.O. Nie wiem czy ktoś wchodził ale to ----> http://dom-na-wzgorzu.blogspot.com/ jest mój kolejny blog. Nie wiem kiedy się wreszcie za siebie wezmę i coś tam napiszę. Postaram się jak najszybciej. No to co? Miałam dodać coś jeszcze? Aha! Już wiem! Nie wiem czy ktoś czyta ----> http://this-is-my-heroine.blogspot.com/ ale przez ferie powinien się pojawić jeden shot codziennie lub co dwa dni. Taki przynajmniej jest plan na chwile obecną. Wjebałam się w 3 blogi na raz (ahh ta wena, ktoś ją w ogóle rozumie?) i staram się dodawać coś na każdego. Przepraszam od razu jeśli posty nie będą dodawane w terminie czy czymś ale naprawdę mój czas na internecie też jest ograniczony. Chyba każdy rozumie. No to do zobaczenia!

Kocham was <3

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 20

*Oczami Perrie*
Vanessa wbiła sztylet w brzuch Leigh. Moja przyjaciółka skuliła się z bólu i upadła na ziemię. Szukałam wzrokiem Liam'a. Mimo iż za sobą nie przepadali w głębi duszy wierzyłam, że Payne jej pomoże.Chłopak podbiegł do czarnowłosej i odciągnął ją na bok. Straciłam ich z oczu kiedy poczułam jak ktoś popycha mnie na ziemię. To Louise pociągnęła mnie i uratowała przed lecącym głazem. Podziękowałam jej. Cały plac zdążył już zmienić się w pole bitwy. Powalonym strażnikom zabieraliśmy miecze i walczyliśmy z resztą. Każdy starał się jak może. Harry wezwał na pomoc każdą magiczną istotę. Pegazy, jednorożce, gryfy i feniksy. Każde z nich pomagało jak tylko mogło. Poczułam chłodny metal przy szyi. Zaczęłam wolno oddychać. Nagle chłód z mojej skóry zniknął, a przede mną leżał mężczyzna z hełmem na głowie. Obejrzałam się za siebie i ujrzałam Zayn'a uśmiechającego się do mnie.
-Jesteś tylko moja. - powiedział cicho i puścił mi oczko.
Po chwili chłopak znów zniknął mi z oczu. Westchnęłam. Poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię.
-Powinien ci się przydać. - stwierdził Niall wyciągając w moją stronę miecz.
Przytakuję. Nie chcę walczyć w ten sposób. Wolę walczyć za pomocą moich mocy ale skoro muszę.
"A może jednak nie musisz?" - podpowiada mi głosik w mojej głowie.
Choć ten głosik wiele razy wprowadził mnie w kłopoty postanawiam spróbować. Szukam mojego chłopaka by mógł mi pomóc. Dostrzegam go. Odpiera mieczem ataki swojego przeciwnika. Staram się przedrzeć przez tłum ludzi, którzy obecnie walczą. Tracę go z oczu więc zatrzymuję się i staram się znaleźć go od nowa. Czuję jak ktoś ciągnie mnie za koszulkę. Patrzę się w dół i dostrzegam małą dziewczynkę o rudych, kręconych włosach i oczach niczym szmaragdy. Ma mały, lekko haczykowaty nosek, drobne usteczka i zaróżowione policzki. Znowu rozejrzałam się po placu. Jedna część mnie chciała znowu zacząć szukać Mulata, a dziewczynkę zostawić. Druga część mnie podpowiadała, że chłopakowi nic nie jest za to dziecko na polu walki jest bezbronne. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania jednak mimo wszystko to druga część mnie zwyciężyła i kucnęłam by być na równi z rudowłosą.
-Co się stało? - zapytałam cicho i złapałam zielonooką za rękę.
-Ja nie wiem gdzie jest moja mamusia. - zapytała mnie dziewczynka piskliwym głosikiem.
-Jak się nazywasz?
-Molly.
-Dobrze a więc Molly. Gdzie ostatnio była twoja mamusia?
-Tam. - Molly odwróciła się i wskazała palcem na las nieopodal.
Przytakuję i trzymając za rękę dziewczynkę, kieruję się w stronę lasu. Idziemy dłuższą chwilę nim przystajemy koło jakiegoś bunkra.
-Mamusiu! - krzyknęła rudowłosa.
Najpierw ujrzałam bujną, rudą czuprynę podobną do czupryny Molly i  dwa wściekle zielone oczyska. Twarz kobiety była pulchniutka. Sądząc po wyglądzie była to mama dziecka. Matka dziewczynki podeszła do mnie niepewnie. Zatrzymała się wprost przede mną i niepewnie wyciągnęła dłoń w moim kierunku. Przejechała opuszkami palców po moim policzku.
-Czy to możliwe? - zapytała zduszonym głosem.
-Ruby co ty tam długo robisz? - ktoś z bunkra krzyknął i po chwili w lesie zaroiło się od rudowłosych ludzi z zielonymi tęczówkami. Każdy wytrzeszczył oczy na mój widok.
-Wybranka. - doszedł do nas czyiś zduszony krzyk i po chwili przede mną klękali. Nie za bardzo wiedziałam jak zareagować.
-Powiedz nam o pani co cie tu sprowadza. - rzekł starszy mężczyzna.
Nie wiem co odpowiedzieć ale nagle wpadłam na genialny pomysł.
-Tam w Karo trwa wojna. Wasze obecne królowe walczą ze mną i moją siostrą. - odparłam ledwo powstrzymując łzy.
-Ale my nie posiadamy broni. - odparł ktoś szeptem.
-Moi przyjaciele dadzą wam broń i ochronią was oraz uleczą. - powiedziałam pewnie.


*Oczami Louise*
Pezz wróciła z całym tabunem rudowłosych ludzi, którzy byli po naszej stronie. Dzięki nim to my mieliśmy przewagę. Jeden z rudzielców wbił nóż w ostatniego strażnika. Na placu było pełno martwych ciał. Rudzi odsunęli się, a my podeszłyśmy do Vanessy i Niny. Zlustrowałyśmy się wzrokiem. Każda z nas odrzuciła na bok miecz i odeszłyśmy trzy kroki w tył. Nina zaczęła robić młynka rękami i rzuciła w nas, wytworzoną przez siebie, kulą ognia. Odskoczyłam w ostatniej chwili. Perrie wywołała mocny, porywisty wiatr. Vanessa stworzyła gęstą mgłę i nic nie było przez nią widać. Przedmioty latały w powietrzu. Zrobił się z tego, pewnego rodzaju, wir. Słyszałam zduszone krzyki naszych sprzymierzeńców, ale nie widziałam ich. Perrie także zniknęła mi z pola widzenia.Nagle ziemia odsunęła mi się spod nóg. Wiszę nad ziemią, a zielona poświata mnie otacza. Widzę Ninę z wyciągniętą ręką w moją stronę. Uśmiecha się przebiegle, a przez moje ciało przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Chcę się wyrwać z tego ale nie mogę. Próbuję chociaż ruszyć ręką jednak nie przynosi to oczekiwanych efektów.
-Jesteś słaba i żałosna. - syczy dziewczyna w moją stronę.
Jej głos odbija się echem w mojej głowie. Nagle brunetka upada, a nad nią pochyla się Perrie. Ja także upadam, nie unoszona żadną podejrzaną siłą.
-Pezz zostaw ją. - mówię pewnie.
Moja siostra przytakuje i odchodzi troszeczkę. Łapię Ninę za kołnierz i unoszę lekko.
-Mylisz się. - mówię.
-O czym ty mówisz? - pyta zdezorientowana.
-Bycie miłym pokazuje jak wielkie jest twoje serce. Żeby być dobrym władcą warto pokazać ludziom, że zawsze mogą na ciebie liczyć. Dzięki temu, że władca "zniża" się do poziomy "robotników" pokazuje, że każdy jest dla niego ważny. Harry jest silny i pokazuje, że nawet kiedy nie mamy specjalnych zdolności możemy być kimś wyjątkowym. Zayn jest bardzo ważny. Gdyby nie on nikt by nie pilnował innych. Niall pokazał mi, że żyć godnie to nie znaczy nie upadać każdy robi błędy, ważne jak będziesz wstawać*. Louis pokazał mi, że nikt nie jest święty. Liam nauczył mnie, że każdy może się zmienić. Cher nauczyła mnie, że jeden błąd od razu cię nie przekreśla. - skończyłam moją przemowę i wyciągnęłam rękę ku górze, w której pojawił się piorun*.
-Masz rację. - odezwała się Nina.
Wyglądała na naprawdę skruszoną. I wtedy popełniłam okropny błąd. Puściłam ją. Dziewczyna natychmiast to wykorzystała. Kopnęła mnie w brzuch. Złapała sztylet i pobiegła z nim w mglę. Wstałam i pobiegłam za nią. Perrie właśnie zsypała proch z ręki na ziemię.  Nina ominęła ją i biegła dalej przed siebie. Pobiegłam za brunetką, a Pezz także zaczęła biec. Wybiegłyśmy z mgły i znów znalazłyśmy się na placu. Mulat stał do nas tyłem i rozmawiał chyba z Harry'm. Nina podbiegła do Zayn'a i złapała go agresywnie za ramię, obarcając w swoim kierunku. Chłopak był zaskoczony ale nie miał dużo czasu do namysłu. Brunetka szybko wpiła się w jego wargi. Mulat próbował się wyrwać jednak dziewczyna mu na to nie pozwalała. Perrie stała i przyglądała się wszystkiemu, a jej oczy zaszkliły się. Oderwali się od siebie, a chłopak był wyraźnie zdezorienotwany i zły.
-Żegnaj Zayn. - szepnęła do chłopaka i wbiła mu nóż w serce.
Podbiegłam do Niny i rzuciłam w nią, wytworzonym już dawno. piorunem. Rozsypała się na proch. Pezz podbiegła do Mulata. Przytuliła jego ciało.
-NIE...


*żyć godnie to nie znaczy nie upadać każdy robi błędy, ważne jak będziesz wstawać - cytat z piosenki "Nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie zabierze".
*By zabić władcę Karo miecz nie wystarczy. Trzeba wytworzyć specjalny piorun. Wtedy osoba zamienia się w proch.
_________________
No witam, witam :D. Co tam u was? Jeszcze 2 dni i ferie :3. Kto jeszcze się cieszy? Zapewne każdy :D.

Info do Marriage Ex: Nim mnie nawiedzisz daj znać to pokój posprzątam :). 
To do zobaczenia!

Kocham was <3


niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 19

*Oczami Perrie*
Przestraszyliśmy się nie na żarty. Zayn ubrał bokserki, a ja bieliznę, koszulkę i szorty. Wyszliśmy cichutko z pokoju i skierowaliśmy się na dół. Zajrzeliśmy do kuchni jednak nikogo tam nie było. Weszliśmy do salonu i zauważyłam jakąś postać. Niewiele myśląc, jednym ruchem ręki, przykułam ją do ściany. Mulat zapalił światło i zobaczyliśmy tak dobrze znane nam kasztanowe loki, opadające na twarz przybysza. Cofnęłam rękę, aby Harry znów mógł stanąć na ziemi.
-Co ty tu robisz Styles? - warknął Zayn.
Chłopak nic nie odpowiedział tylko ześlizgnął się na dywan i zaniósł histerycznym płaczem. Spojrzeliśmy na siebie i podeszliśmy do Loczka.
-Harry co się stało? - zapytał Mulat.
-Oni ją dzisiaj zabiją. - wychlipał zielonooki.
-Kogo? - w duchu zaczęłam się modlić by nie wymienił TEGO imienia.
-Louise.
Westchnęłam, a mój chłopak uspokajał Loczka.
-Nie pozwolę na to. - powiedziałam nagle. - W jaki sposób najszybciej znajdziemy się w Karo? - spytałam.
-Możemy samochodem ale zajmie nam to całą noc. - stwierdził Zayn.
-Dobrze idź na górę się ubrać, a ja uspokoję Styles'a i wytrzasnę samochód.
***
Stałam przed własnym domem. Czekałam aż podjedzie Jesy. Zauważyłam jej czerwonego garbuska i uśmiech sam wpełzł na moje usta. Z samochodu wysiadła mocno podminowana Nelson.
-Jedziemy z tobą. - powiedziała ostro.
Zamrugałam kilka razy zdezorientowana.
-Ale Jess nie możesz. - sprzeciwiłam się.
-Gówno mnie to obchodzi albo jedziemy z tobą albo nie ma auta. - warknęła na mnie.
-Perrie już? - usłyszałam krzyk Zayn'a z domu.
Wyszedł razem z Harrym. Zdziwiony zlustrował moja przyjaciółkę od góry do dołu. Uśmiechnął się nieśmiało i wyciągnął w stronę Jesmindy rękę.
-Jestem Za... - zaczął ale ręka dziewczyny wylądowała na jego policzku.
-Jesy. - rzuciłam ostrzegawczo.
Mulat zatoczył się lekko i ze strachem w oczach spojrzał na brązowowłosą.
-Na co ci auto? - spytała mnie dziwnie spokojna Nelson.
-Potrzebuje. - odpowiedziałam.
-Co się z nami stało Pezz?- spytała mnie koleżanka, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Przytuliłam ja mocno do siebie. Na podwórko przed moim domem podjechało kolejne auto. Tym razem było to czarne volvo. Wysiadł z niego Liam.
-Gotowi? - spytał, a jego wzrok przeniósł się na Jesminde.
Przytaknęłam głową. Chłopcy o nic nie pytali. Zayn i Harry wsiedli do samochodu czekając na mój ruch.
-Jesy opowiem wam wszystko w drodze obiecuje, ale teraz już jedźmy, bo od tego zależy życie Louise.
***
Zaczynało świtać, a my byliśmy dopiero w połowie drogi. To wszystko przez postoje, które musieliśmy robić ze względu na ciężarną Leigh. Liam porządnie ja zbeształ za pojechanie z nami. Od razu było widać,  że ta dwójka raczej się nie polubi. Choć jak to mówią "jest niewielka linia pomiędzy nienawiścią,  a pożądaniem". Jesy zbliżyła się bardzo do Jade i cieszyłam się szczęściem przyjaciółki. Okazało się że Jadey tez nie jest obojętna wobec Jess. Na razie były jak para zakochanych nastolatków,  którzy rumienią się na, każdy choćby najmniejszy, gest drugiej osoby. Jechaliśmy w ciszy zakłócanej jedynie przez odgłosy radia. Lee słodko pochrapywała na moim ramieniu.
-Em....Perrie? - rzekła niepewnie Jade.
-Tak?
-Skoro Karo jest niewidoczne dla mugoli to jak my je zobaczymy? - spytała mnie Thirlwall.
Miałam ochotę przyłożyć sobie w twarz. Jak mogłam o tym zapomnieć? Nagle poczułam jak mój telefon wibruje. Szybko odblokowałam klawiaturę i przeczytałam wiadomość od Louis'a.

"Wystarczy że pstrykniesz palcami gdy tam będziemy."

Wzruszyłam ramionami, a Leigh zaczęła się wiercić i otworzyła oczy.
-Już jesteśmy? - zapytała sennym głosem.
-Za niedługo będziemy. - odpowiedziałam widząc bajkowa krainę.

*Oczami Louise*
Moim oczom ukazał się Harry. Za raz po nim wyłoniła się reszta. Perrie, Jade, Zayn, Jesy, Liam, Niall, Leigh - Anne i Louis. W moich oczach pojawiły się  łzy.
-Prędzej umrę niż pozwolę wam zabić Louise. - wykrzyknął bojowo Harry.
Nina zaśmiała się i zeszła z podestu. Podeszła do Loczka i złapała go za podbródek. Popatrzała się po reszcie. Skrzywiła się na widok Jadey, Jess i Lee.
-Co tu robią te mugolki?! - warknęła.
-To są moje przyjaciółki. - powiedziała dumnie Pezz.
-Żałosne. - do Niny dołączyła Vanessa.
Nina spojrzała głęboko w oczy Styles'owi po czym uśmiechnęła się chytrze.
-Harry Styles. - powiedziała wrednie. - Ciekawe czy Louise wie co kazałeś zrobić tej niewinnej dziewczynie?
Spojrzałam zdziwiona na Loczka. który przyglądał się swoim butom.
-Skoro nie wiesz to cię uświadomię. - zwróciła się do mnie. - Na pewnej imprezie szesnastoletni Harry Styles zapomniał się zabezpieczyć. Dziewczyna zaszła w ciąże, a Harry spanikował. Czy stanął na wysokości zadania i został ojcem? Nie, Harry miał lepszy plan. Wystarczyło trochę poszperać w internecie i znaleźć odpowiednie osoby i dziecka nie ma. - jej wzrok skupił się na kimś w tłumie.
- Ty Cher jesteś tak samo winna śmierci tego nienarodzonego dziecka. - wykrzyknęła oskarżycielsko, a dziewczyna wyszła na środek.
Tym razem to Vanessa ruszyła się z miejsca i podeszła do Zayn'a.
-Powiedziałeś już swojej dziewczynie ze nie będzie mieć teściowej? - spytała Vanessa jadowicie i spojrzała na Perrie. - Ciekawe czy wie dlaczego nie będzie jej mieć.
-Zayn Malik znany z tego ze tam gdzie alkohol tam i on. Kiedy on upijał się do nieprzytomności pani Malik odchodziła od zmysłów co się dzieje z jej kochanym synkiem. W końcu miała dosyć i powiesiła się w twoim pokoju prawda? - wzrok przeniosła na Mulata, który teraz podobnie jak Harry przyglądał się glebie.
Obydwie siostry się zaśmiały. Do akcji znów wkroczyła Nina. Podeszła do Niall'a.
-Powiedz mi Horan. - zaczęła jadowicie. - Jak to być niechcianym dzieckiem ? - spytała prosto z mostu.
- Oh zapomniałabym niektórzy nie znają tej historyjki. Otóż Niall Horan urodził się z przypadku. Jego mama miała niepełne 16 lat gdy zaszła z nim w ciąże. Ojciec dziecka spierdolił, a na aborcje było już za późno. Urodziła jednak wpadła w depresje poporodową. Nie jadła, nie pila. Po kilku latach wszystko się zmieniło. Znalazła sobie męża i chciała zacząć od nowa. Na przeszkodzie stal jej jednak mały Horan. Była szczęśliwa i znów zaszła w ciąże. Tym razem planowaną. Urodziła zdrowego synka Greg'a. I był to wręcz idealny pretekst by zrobić z Niall'a kopciuszka. Mały Niallerek prał, sprzątał,  gotował i opiekował się  młodszym bratem  podczas gdy jego mama balowała lub chodziła po sklepach. Niall dorastał i dorastał aż w końcu odkrył swoje moce. Jego mama była wniebowzięta. Nareszcie mogla się pozbyć problemu. Historia rodem z Harry'ego Pottera co nie Horan? - zakończyła.
Znów nastala kolej Vanessy. Dziewczyna podeszła do Louisa.
-Louis Tomlinson historia jakich mało. - uśmiechnęła się. - Niewiele wie ze nasz pyskaty Tommo kiedyś był cichym i grzecznym chłopcem. Kiedy tak się zmieniłeś Lou?- zwróciła się do chłopaka.
- Może wtedy kiedy twoi rodzice wykombinowali skąd wziąć pieniądze. Otóż Tomlinsonowie są bardzo znana rodzina. Są znani z tego ze płodzą mnóstwo dzieci i nie maja pieniądzy. Lecz rodzice tego Louisa Tomlinsona wpadli na genialny pomysł i zrobili ze swojego syna, chłopca do towarzystwa. Wmówili mu, że będzie tylko sobie z nimi siedział i rozmawiał jednak już po pierwszej wizycie wiedziałeś że będzie inaczej. Nadal wierzyłeś słowom rodziców gdy ten stary facet kazał ci się rozbierać? - zwróciła się do Tomlinsona. - Dalej wierzyłeś słowom rodziców gdy ten sam facet kazał kleknąć przy nim i mu obciągać? Jak on cie tam nazywał? - spytała retorycznie. - Moja mała męska dziweczka?
-Przestań! - wykrzyknął Louis przez łzy.
-Masz niewyparzone usteczka dziweczko. - mruknęła Vanessa.
Siostry znów wymieniły spojrzenia po czym Nina podeszła do Liama.
-Liam Payne. Kolejne nazwisko i kolejna historia. Twoja mama sie nie patyczkowała o od razu po porodzie oddała cię do sierocińca. Byłeś jedynym dzieckiem, które zostało oddane tak wcześnie.  Jak to być obiektem kpin przez 18 lat? Obelgi, szturchanie i bicie. To już się stało twoją codziennością co nie Payne? Nie tylko twoi rówieśnicy mieli cię za nic. Opiekunowie też nie pałali miłością do ciebie, a wręcz przeciwnie. Nienawidzili cie. Byłeś największą ciotą w sierocińcu. To ty cały czas płakałeś.  Myślałeś, że będzie jak w bajce i nagle ktoś uratuje cię z tego koszmaru? - wybuchła głośnym, niepohamowanym śmiechem. - Życie to nie bajka.
Zaczęłam się wiercić i patrzałam to na jednego to na drugiego. Pezz patrzyła na bliźniaczki z mordem w oczach. Wtedy stało się coś niespodziewanego. Leigh podeszła do Niny i przywaliła jej z pięści w twarz. Każdy patrzył zdziwiony na Lee.
-No co? - Pinnock nas nie rozumiała. - To suka jest! - wykrzyczała po czym splunęła na Ninę.
Wszyscy zaczęli się śmiać jednak po chwili nie było nam do śmiechu. Straże zaczęły biec, w stronę grupki moich przyjaciół, z mieczami. Zaczynałam się wiercić by strażnik wreszcie mnie puścił. Na moje szczęście podeszła do niego ta blondynka i szepnęła coś na ucho. Mężczyzna przytaknął i zostawił mnie samą. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Chciałam się po cichutku przedrzeć do siostry. "Bizneswomen" jednak mnie spostrzegła i zaczęła iść dość żwawym krokiem w moim kierunku. Już wyciągała rękę ku mnie gdy poślizgnęła się i upadła z hukiem. Poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Był to Louis. Puścił mi oczko i pobiegliśmy do reszty. Każdy używał swej mocy tak by jakoś sobie pomóc. Niall sprawiał, że strażnicy nagle pokładali ze śmiechu i nie mogli przestać. Dzięki Cher stawiali w pół kroku i całowali się z pierwszą lepszą osobą. Louis nie był gorszy i robił wszystkim psikusy. Nawet Perrie i Zayn coś robili. Rzucali kamieniami lub tworzyli wichury. Wykonałam ten sam ruch rękoma co Pezz, a wielki głaz obok mnie podniósł się. Zdziwiłam się lecz skierowałam go w stronę wrogów. Moja siostra zmarszczyła brwi i zaczęłam się rozglądać. Jak tylko dostrzegła mnie, uśmiechnęła się promiennie i przywołała ruchem ręki. Uważając by się nie potknąć i nie dostać w głowę przez latające przedmioty podeszłam do niej.
-Tęskniła. - wyszeptała nim zamknęła mnie w swoich ramionach.
Naszą sielankę przerwał okropny wrzask. Rozglądałyśmy się przerażone. Ten wrzask był zbyt znajomy by go nie poznać. Zakryłam usta dłonią, a z moich oczu poleciało kilka łez gdy zobaczyłam ten widok.



_________________
Buahahaaha jestem zła przerwałam wam w najciekawszym momencie :D. A wgl kogo rozjebała Lee z tekstem "to suka jest"? Najpierw beczałam jak wymyślałam przemowy Vanessy i Niny, więc postanowiłam dać Leigh na poprawę humorku :3. Ktoś się w ogóle cieszy z tego rozdziału? Dobra nie będę wam spamować pytaniami xD. A i ogłoszenia! 

http://ask.fm/ZajaranaZyciem24 <----- pytania do postaci/jakieś inne pytania jednym słowem wszystko! 
To chyba na tyle. Przepraszam, że tak późno ale ciągle gdzieś latam >.<. A to do babci, a to na zakupy, a to do koleżanki. Specjalnie ściągnęłam sb aplikację na telefon, ale jest do dupy -,-. Dobra nie będę wam tu pieprzyć bo zanudzę was na śmierć. Ahh jeśli kogoś to interesuję to dzisiaj powinien pojawić się nowy post na moim drugim blogu. No to do zobaczenia (spokojnie zbieram na laptopa i będę mieć wtedy więcej dostępu ;) ). 

Kocham was ♥

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 18

 ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENĘ +18. AUTORKA NIE BIERZE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA TO JAK POCZUJESZ SIĘ PO PRZECZYTANIU TEGO!


*Oczami Perrie*
Zayn musiał się naprawdę nieźle namęczyć by zorganizować coś takiego. Było cudownie. Siedzieliśmy w ogrodzie. Pogoda była wspaniała. Nie padało, na niebie było widać wszystkie gwiazdy, a Zayn wyglądał olśniewająco. Ubrany był w czarne rurki, białą koszule a na nią założył czarną marynarkę.
-Skąd wziąłeś ta sukienkę?-zapytałam.
- To sukienka mojej mamy -odpowiedział.
- Nie miała nic przeciwko?
- Nawet jeśli to już nie ważne, bo ona nie żyje.  - rzekł smutno i upił łyk wina.
 Złapałam go za rękę. Nie wiem dlaczego ale było mi smutno, że nigdy nie spotkam jego mamy. Byłam taka ciekawa jaki był mój chłopak jako dziecko. Mulat przygotował dla nas romantyczny wieczór i postanowiłam nie psuć atmosfery.
-Dlaczego masz te tatuaże? - spytał nagle.
- Każdy oznacza co innego. - odpowiedziałam.
-A co oznacza ten? - spytał wskazując na róże na moim ramieniu.
-Róża symbolizuje Louise. Jest piękna ale ma kolce którymi może skrzywdzić.
- A ten?  - pokazał na tatuaż zaciśniętej pięści.
-Symbolizuje Lee, bo mimo wszystko nigdy się nie poddała tylko wzięła w garść.
-Ciekawe. A ten?  - pokazał na motyla na lustrze.
-Jest dla Jesy,  żeby pamiętała ze jest piękna.
- A ten?  - pokazał na kokardkę.
- Symbolizuje Jade. Ona uwielbia kokardki. - uśmiechnęłam się.
-Twe przyjaciółki są częścią twojej rodziny prawda? - spytał.
-Nie łączą nas więzy krwi, ale podejrzewam że zachowywałyśmy się jak rodzina. 
-Zachowywałyście?
Przeklęłam się w duchu, że powiedziałam Zayn'owi to. Postanowiłam wziąć przykład z Leigh być silna i wszystko mu opowiedzieć. Zaczęłam od początku opowiadając mu każdy fragment aż doszłam do tego momentu. Mulat okazał się być dobrym słuchaczem i nie przerywał mi. Po skończeniu podbiegłam do chłopaka, usiadłam mu na kolanach i przytuliłam się do niego.
-Perrie. - szepnął Zayn.
-Tak?
Wiedziałam o co mnie poprosi. Chłopak nie chciał się z tym spieszyć. Już wstawałam kiedy przeszkodziła mi w tym ręka Mulata, którą owinął wokół mojej talii. Zdezorientowana spojrzałam na niego. Lekko się uśmiechał.
-Chcesz się ze mną kochać? - pochylił się i wyszeptał mi do ucha.
Nie odpowiedziałam tylko pocałowałam go namiętnie. Przełożyłam jedną nogę tak, że teraz siedziałam na nim okrakiem. Chłopak wstał, a ja owinęłam go nogami w pasie. Weszliśmy do środka i od razu skierowaliśmy się na górę do mojego pokoju. Przez całą drogę całowałam go po szyi.  Zayn położył mnie delikatnie na łóżku i usiadł obok.
-Pezz co teraz? - spytał się mnie niepewnie.
-Rób to co uważasz za właściwe. - odpowiedziałam.
Chłopak przytaknął i zaczął mnie całować po szyi. Jego usta zeszły na dekolt. Jego ręce zsunęły się na moje plecy i Zayn drżącymi rękoma odpinał moją sukienkę. Gdy odkładał suknię na krzesło obok mojego łóżka, postanowiłam go zaskoczyć i podniosłam się do pozycji siedzącej. Zdjęłam z jego ramion marynarkę. Jedną ręką odpinałam guziki jego koszuli, a drugą zjechałam do jego krocza, które lekko ścisnęłam przez materiał spodni. Mulat sapnął i pomógł mi w rozpinaniu guzików. Gdy był już pozbawiony koszuli zaczęłam całować jego umięśnioną klatkę piersiową. Schodziłam z pocałunkami coraz niżej aż dotarłam do spodni. Obróciłam nas tak, że teraz Zayn był na środku łóżka. Pchnęłam go leciutko tym samym zmuszając do położenia się na materacu. Zaczęłam majstrować przy zapięciu jeansów i jak najszybciej je z niego zdjęłam. Chłopak zaczął się wiercić, więc żeby go uspokoić złożyłam na jego ustach długi pocałunek, który chętnie odwzajemnił. Moja ręka znów powędrowała do jego krocza, które zaczęłam masować. Zdjęłam powoli jego bokserki. Jego kolega już stał na baczność. Wzięłam go do ręki i poruszałam dłonią w górę i w dół. Słysząc jęki aprobaty z ust chłopaka postanowiłam pójść o krok dalej. Przejechałam językiem po całej jego długości i wzięłam go do ust. Zaczęłam energicznie poruszać głową chcąc sprawić mu tym jak najwięcej przyjemności. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Zayn'a, który uśmiechał się niepewnie.
-Stało się coś Zayn? - szepnęłam, opierając się na łokciach.
Mulat nic nie powiedział tylko przyciągnął mnie do długiego pocałunku. Obrócił nas i znów ja byłam na środku łóżka. Jego dłonie mocowały się z zapięciem stanika. Szybko sobie poradził i po chwili mój biustonosz wylądował na krześle. Teraz leżałam pod nim, a on składał mokre pocałunki na moim ciele. Próbował zdjąć moje majtki więc podniosłam biodra by mu pomóc. Gdy byłam już całkiem naga Zayn powoli wsunął we mnie dwa palce. Poruszał nimi wolno, a ja mruczałam niczym kociak. Gdy zaprzestał swoich ruchów mruknęłam niezadowolona i spojrzałam się w jego karmelowe tęczówki. Chłopak już otwierał usta zapewne po to by spytać mnie o zgodę jednak szybko kiwnęłam głową. Mulat znów zaczął całować mnie po szyi i sięgnął do marynarki skąd wyjął prezerwatywę. Ubrał ją i złożył słodki pocałunek na moich ustach. Wchodził we mnie wolno, starając się nie sprawiać mi żadnego bólu. Przymknęłam powieki oddając się rozkoszy. Poruszał się powoli i cicho sapał. Po chwili trochę przyśpieszył i kilka jęków opuściło moje usta. Brakowało mi jednego. Delikatnie sięgnęłam do jego dłoni i ułożyłam ją na mojej piersi.  Masowałam ją ręką Zayn'a i chłopak pomimo lekkiego zdziwienie szybko zrozumiał o co mi chodzi i robił to sam bez mojej pomocy. Czułam zbliżający się koniec i chłopak chyba też, bo przyśpieszył i wchodził głębiej. Szeptał mi do ucha jak bardzo mnie kocha i jaka jestem piękna. Szczytowaliśmy w tym samym czasie. Zayn pocałował mnie i przytuleni do siebie próbowaliśmy unormować oddechy. Mulat spojrzał w moje błękitne tęczówki i już otwierał usta by coś powiedzieć. Przerwał mu hałas z kuchni, a my zamarliśmy. Kto jeszcze był w domu?


*Oczami Louise*
Śniły mi się piękne sny. Byłam królową, mieszkałam w wspaniałym pałacu. Mój sen został brutalnie przerwany przez jednego ze strażników. Mruknęłam coś niezrozumiałego na co mężczyzna tylko się zaśmiał. -Jak już królowe Nina i Vanessa z tobą skończą będziesz miała czas by się wyspać. - zaśmiał się.
Ah no tak dzisiaj dziś dzień mojej śmierci. Jak mogłam zapomnieć? Mężczyzna rzucił mi pod nogi jakiś materiał.
-Masz się w to przebrać. - powiedział i wyszedł.
Podniosłam tkaninę i bliżej jej się przyjrzałam. Była to piękna błękitna suknia balowa. Przypominała mi tą z Kopciuszka.
***
Zostałam zaprowadzona na ogromny plac, na którym zebrali się wszyscy mieszkańcy Karo. Dorośli, starszyzna i dzieci czekały aż przemówią ich władczynie. Weszłam na podwyższenie czując jak lina, którą byłam związana, wbija się niemiłosiernie w moje nadgarstki. Spojrzałam na tłum szukając jakiejś znajomej mi twarzy. Może oglądanie mojej śmierci to dla nich za wiele? Choć troszkę liczyłam, że moja bajka zakończy się inaczej. Jednak życie to nie bajka. Nina spojrzała na mnie swymi zimnymi oczami, a obok niej dostrzegłam drugą postać. Była to zdecydowanie dziewczyna. Miała długie, czarne, lekko falowane włosy, które układały się falami na jej ramionach. Wyglądała jak miła dziewczyna z sąsiedztwa jednak intuicja mi podpowiadała, że jest wredna do szpiku kości. Za nimj dostrzegłam kolejną kobietę. Miała na oko 35 lat. Jej włosy układały się falami podobnie jak u szatynki lecz jej włosy były koloru blond. Miała kobiece kształty, a wyglądem przypominała mi bizneswoman.
-Witajcie poddani. - powiedziała Nina. - Razem z moją siostrą Vanessą mamy zamiar pozbyć się raz na zawsze córki Edwards i wy będziemy tego świadkami.
-Po moim trupie! - usłyszałam znajomy głos i ujrzałam jak ktoś się przeciska między tabunem ludzi. 
Czy to możliwe?


_________________
Nareszcie! Udało mi się skończyć ten rozdział! Myślałam, że już go nigdy nie skończę. Pisałam go 2-3 dni (to wszystko przez scenę +18). Rozdział jest dedykowany Karolinie, bo to ona mnie namówiła żeby to napisać i mojej bff (jak to ujęła blądynka xD) Emilce! Wiem Mika, że chciałaś to bardzo przeczytać xD. Dobra, bo inni nie wiedzą o co mi chodzi. Następny rozdział już będzie szybciej :). To do zobaczenia <3. 


Kocham was ♥

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 17

*Oczami Perrie*
Nie mogłam zrozumieć mojego chłopaka. Jeszcze wczoraj kazał mi się nie ruszać z domu, a dzisiaj tak właściwie mnie z niego wygonił. To było dziwne ale postanowiłam podejść do Leigh. Już miałam pukać kiedy usłyszałam krzyki.
-Jesteś nic nie wartą kurwą! Nic nie wartą i bezużyteczną!
-Ty sam jesteś bezużyteczny! Gdyby nie ja to teraz byłbyś na odwyku!
Czyżby kolejna kłótnia małżeńska Lee i Jordan'a? Kłócili się cały czas. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i omal nie wyleciały z zawiasów. Z domu wyszedł rzekomy Jordan i poszedł daleko przed siebie. Postanowiłam nie rezygnować z moich planów i zajrzałam do domu. Szybko zasłoniłam usta ręką by nie krzyknąć. Moja przyjaciółka siedziała na kanapie z podbitym okiem, siniakami na twarzy i rozciętą wargą. 
-Leigh-Anne? - szepnęłam i dojrzałam łzy w jej oczach. 
Może chłopak Lee nie był zbyt czuły czy coś, ale to mi zmroziło krew w żyłach. Już wiele razy prosiłyśmy ją, wspólnie z Jesy, by zostawiła go. Jordan był uzależniony od narkotyków i alkoholu. Często zajmował się czymś nielegalnym i korzystał z usług prostytutek jednak Leigh była nieuległa i twierdziła, że to miłość. Przysiadłam koło niej i zauważyłam że trzyma coś w ręce. Delikatnie zabrałam jej to. Był to test ciążowy. Zamarłam.
-Leigh ty jesteś w ciąży? - szepnęłam, a moja koleżanka przytaknęła. - Czy to dziecko Jordan'a? - dalej szeptałam. Znów przytaknęła. 
-Stąd ta kłótnia. - wyjaśniła mi Lee. - Powiedział, że nie będzie wychowywał jakiegoś berbecia tylko dlatego, że byłam głupia i zapomniałam wziąć tabletkę. Muszę się stąd wynosić powiedział, że za godzinę nie chce mnie widzieć
Przytuliłam mocno moją koleżankę. Leigh nie miała się gdzie podziać. Z rodzicami była pokłócona. Gdyby nie Jordan wylądowałaby na ulicy. 
-Ja, Louise i Zayn ci pomożemy. - powiedziałam nie myśląc nad tym. 
-To miłe z twojej strony. - powiedziała Leigh i wysiliła się na lekki uśmiech. 
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wyjęłam iPhone z kieszeni i odczytałam. Uśmiechnęłam się i szybko odpisywałam. Nie zauważyłam, że ktoś jeszcze czyta nasze smsy. 
-Nie przejmuj się mną idź do Zayn'a. - powiedziała moja przyjaciółka.
-Ale Lee.... - zaczęłam.
-Ja sobie poradzę, a temu chłopakowi naprawdę na Tobie zależy. - rzekła i uśmiechnęła się do mnie. 
-Jesteś pewna?
-Tak, pójdę do Jesy.
Przytaknęłam, napisałam Zayn'owi że zaraz będę i wstałam. 
-Perrie. - usłyszałam i obejrzałam się. 
-Tak Lee Lee?
-Dziękuję za wszystko.
-Nie ma za co.
-I gratuluję ci znalezienia księcia z bajki. Widać że ten chłopak jest w Tobie zakochany po uszy. I mam nadzieję że jesteś z nim szczęśliwa. Jordan nigdy przez całe 3 lata naszego związku nie wysyłał mi takich smsów. - powiedziała i poszła na górę.
***
-Zayn już jestem! - krzyknęłam, wchodząc do domu. 
Nikogo nie było w salonie ani kuchni. Za to wszędzie były poustawiane świeczki. Postanowiłam zajrzeć jeszcze do ogrodu. Tam znalazłam Mulata, który układał sztućce. 
-Zayn? 
Chłopak odwrócił się zdziwiony jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
-Cześć Pezz. - przywitał się. - W twoim pokoju jest to co masz ubrać. Przebierz się i zejdź na dół. - powiedział i znów zaczął układać sztućce. 
Kiwnęłam głową i grzecznie poszłam na górę. Mój pokój był starannie posprzątany, a na łóżku leżała piękna sukienka. Biała z falbankami. Była tak mniej więcej do kolan. Postanowiłam najpierw się odświeżyć nim nałożę to cudeńko. Weszłam szybciutko pod natrysk i uczesałam włosy. Podkręciłam je trochę lokówką, a później złapałam się za kosmetyczkę. Zrobiłam czarną kreskę eyeliner'em na powiece. Zrobiłam także białą kreskę na linii wodnej oka. Wymalowałam rzęsy maskarą i nałożyłam róż na policzki. Na sam koniec pomalowałam usta błyszczykiem. Pobiegłam do pokoju i szybko ubrałam moją piękną sukienkę. Zastanawiałam się skąd Zayn ją wytrzasnął. Obok łóżka stały jeszcze białe szpilki, które włożyłam. Przejrzałam się w lustrze ostatni raz i zeszłam na dół.

*Oczami Louise*
Miała dzisiaj ze mną skończyć. Siedziałam od samego rana przy ścianie łkając cichutko. Przeszło koło mojego okienka kilka paskudnych typów, którzy zaglądali do środka i śmiali się ze mnie. Kilka nawet krzyczało do mnie obleśne teksty.
-Hej maleńka chciałbym widzieć jak płaczesz w moim łóżku!
-Złotko chciałbym poczuć twoje małe usteczka na moim kutasie!
Nie robiłam sobie z tego nic. I tak za kilka godzin nie będę żyć. Później koło okienka przechodziło kilka pań, które posyłały mi współczujące spojrzenia lub szeptały do siebie wskazując na mnie palcem. Niektóre nawet podeszły i przekazały mi kilka bułek i pytały o zdrowie. To było bardzo miłe z ich strony. Wszystkie bułki już zdążyłam zjeść i znów odczuwałam głód. W głębi duszy liczyłam na to, że te miłe panie znów podejdą do okienka. I gdy już zaczęła się ściemniać, a ja zaczęłam powoli tracić nadzieję z okienka usłyszałam cichy szept mojego imienia. Podeszłam do niewielkiego okna i ujrzałam tak dobrze mi znane kasztanowe loki i zielone oczy.
-Cześć Harry. - wychrypiałam.
-Hej Louise. - powiedział smutno.
Po chwili podał mi kilka bułek i 2 butelki wody. Podziękowałam mu i zabrałam się za jedzenie.
-Nina i Vanessa nie zabiją cię dzisiaj. - poinformował mnie. - Ich mama Christina powiedziała by zrobiły to jutro na oczach wszystkich mieszkańców.
Poczułam, że oczy znowu mnie pieczą jednak już nie miałam czym płakać. Pogodziłam się ze swoim losem.
-Kocham cię i nie pozwolę im na to. - rzekł chłopak. - Muszę już iść. - pomachał mi przez kratę i uśmiechnął się lekko.
Chciałabym ci uwierzyć Harry.

_________________
Hejka :). Jak tam zdrówko? Wiem, że jedna osóbka (Karolinka) czeka na taką jedną scenę, ale nie było już jak jej wcisnąć >.<. Ale w następnym rozdziale będzie. To już pewne. Mam lekkie spojrzenie z pisaniem, ale chyba daje radę co nie? Ten czas tak szybko leci. Jeszcze niedawno zaczynałam i pojawił się tu pierwszy komentarz. Aż się łezka w oku kręci. Nie będę już wam tu truć. To do zobaczenia!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ


Kocham was ♥