poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 10

*Oczami Perrie*
Moja siostra przepadła jak kamień w wodę. Chłopcy próbowali ją znaleźć jednak bez skutku. Można by rzec, że byłam w dołku emocjonalnym. Nie jadłam, nie piłam. Ledwo co sypiałam. Zwykle budziłam się z krzykiem. Tego dnia gdy wychodziłam ze szkoły zobaczyłam Louis'a przy czarnym volvo.
-Co tu robisz Louis? - spytałam zdziwiona. Zwykle to Zayn po mnie przyjeżdżał i odwoził mnie do domu.
-Ciebie też miło widzieć Perrie. - rzucił sarkastycznie.
-Nie o to mi chodziło, po prostu... - nie dane mi było skończyć, bo usłyszałam jak ktoś wykrzykuje moje własne imię.
Tym kimś okazała się Eleanor Calder. Była w naszej dopiero od miesiąca i nie nadążała z materiałem, a ja dzisiaj obiecałam jej pomóc.
-Pezz miałam dzisiaj do ciebie przyjść na wspólną naukę. - powiedziała uśmiechając się promiennie jednak gdy zobaczyła Louis'a mina jej zrzedła. - Ale jak jesteś dzisiaj zajęta to okej. - dodała już smutniej.
-Nie jestem zajęta. - odparłam od razu widząc ją smutną. - Eleanor może przyjść do mnie się pouczyć, prawda Loueh? - szturchnęłam Tomlinson'a, który bezczelnie ślinił się na widok mojej koleżanki.
-Tak oczywiście! - wykrzyknął uradowany brunet i otworzył  jej drzwi do samochodu.
Stałam w miejscu przyglądając się tej dosyć niecodziennej scence.
-Co tak stoisz? Wsiadaj. - warknął na mnie Tommo, więc potulnie zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu jego auta.
***
Przez całą drogę do mojego domu te dwa gołąbeczki nieźle dały mi w kość. Kiedy tylko zobaczyłam tak dobrze znane mi stare dębowe drzwi wybiegłam, nie zważając na to że Louis jeszcze nie zaparkował. Posłał mi tylko złowrogie spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się chytrze.Weszłam do środka i od razu skierowałam się do kuchni. Wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy i upiłam łyk gdy usłyszałam jak drzwi otwierają się ponownie i ktoś wchodzi. Jak przypuszczałam tym kimś okazała się dwójka moich znajomych.
-To jak uczymy się? - wykrzyknęła uradowana El.

*Oczami Louise*
Podniosłam powieki i poczułam okropny ból z tyłu głowy. Syknęłam, a moja dłoń powędrowała do bolącego miejsca. Nie wiele widziałam. Jedynym źródłem światła był księżyc świecący z okna. Westchnęłam tylko i spróbowałam się podnieść. Usłyszałam tylko jakby ktoś czymś szorował po podłodze i wtedy to sobie uświadomiłam. Jestem skuta łańcuchem do ściany! Więc podsumowując, nie wiem gdzie jestem, nic nie widzę i jestem przykuta do jakiejś ściany. Nie wygląda to za różowo. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało wcześniej. Pamiętam, że wstałam i poszłam na spacer, zadzwoniłam do Jade i ostatnie co pamiętam to jej głos wołający moje imię. Nagle usłyszałam zgrzyt zamka i zamarłam. Widziałam jakąś postać w drzwiach. Nagle pokój się rozjaśnił, a ja zobaczyłam szare marmurowe ściany porośnięte grzybem. Do celi weszła wysoka dziewczyna o kasztanowych, falowanych włosach. Uklękła koło mnie i złapała za podbródek.
-No proszę, proszę kogo my tu mamy? - powiedziała głosem ociekającym jadem. - Więc to jest jedna z Wybranek. - zacmokała. - Jak na kogoś kto powinien bronić Karo jesteś jakoś mało waleczna.
Szydziła ze mnie. Przełknęłam ślinę. Może jak będę cicho to się znudzi i pójdzie.?
-Ty i twoja siostra jesteście takie żałosne. Myślicie, że macie jakiekolwiek szanse ze mną i Vanessą. Tak nędzne, że aż śmieszne! - wykrzyczała mi w twarz, śmiejąc się sztucznie. - Mogę skończyć z Tobą już teraz chcesz tego? - dodała poważniej.
Nie odzywaj się Louise. Nie odzywaj się Louise. Nie odzywaj się Louise.
-Spytałam się o coś. - warknęła szarpiąc mną.
-Nie chcę umierać. - rzekłam łamiącym się głosem.
-Jak chcesz. Ale zobaczysz jeszcze będziesz mnie błagać o śmierć. - po wypowiedzeniu tego, wstała i jak gdyby nigdy nic wyszła z celi.

_________________
Hi, Hello! Czy tylko mi się wydaje czy ten rozdział jest serio krótki i nudny :/ ? Bo taki mi się trochę wydaje jeśli mam być szczera. Ehh ten mój brak talentu :(. Powolutku zbliżamy się do końca. Dzisiaj o 18 dodam nowy rozdział, tak sądzę. Więc do 18 :*.


Kocham was ♥

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 9

*Oczami Louise*
Musiałam zasnąć i zdecydowanie nie było to 5 minutek. Kiedy ponownie otworzyłam oczy na niebie świecił księżyc i gwiazdy. Wygramoliłam się z pościeli i zobaczyłam pozostawioną na szafce nocnej kartkę.

Obowiązki w Karo wzywają. Wszyscy musimy pamiętać, że nie możemy się zbytni sprzeciwić woli władczyń Karo. Jeśli masz jakieś pytania idź do Zayn'a. On na pewno chętnie ci pomoże :). 
Liam, Louis i Niall

Dość niepewnie odłożyłam kartkę na poprzednie miejsce i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież i odetchnęłam świeżym powietrzem. Na paluszkach podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko, nasłuchując. Słyszałam tylko bicie własnego serca, więc wychyliłam głowę za drzwi i rozejrzałam się. Był tu dość długi korytarzyk,a przede mną widać było schody. Przekroczyłam próg mojego dotychczasowego lokum i zeszłam na dół. Moim oczom ukazał się piękny salon. Ściany były koloru niebieskiego. Na podłodze był piękny puchaty biały dywan. Z boku był regał z książkami, a przy nim bujany fotel. Na jednej ze ścian był ogromny telewizor a przed nim czarna, skórzana kanapa. Zagwizdałam z zachwytu. Nie wiem czyj to dom, ale ten ktoś na pewno umiał się urządzić. Przeszłam do kolejnego pomieszczenia, którym okazała się kuchnia. Była urządzona w dość nowoczesnym stylu. Podeszłam do srebrnej lodówki, na której była kolejna karteczka.

Musiałem zaprowadzić Perrie w jedno miejsce. Ufam ci i wiem, że nie zrobisz nic głupiego pod moją nieobecność. Wrócę jak najszybciej. Uściski <3
Perrie&Zayn

Zaśmiałam się pod nosem. Pezz najwidoczniej straciła głowę dla tego chłopaka. Mam nadzieję, że Zayn nie złamie jej serca. Westchnęłam cicho i zajrzałam do lodówki. Moim oczom ukazała się masa jedzenia, ale czy one wszystkie miały napisane "NIALL" na opakowaniu? No to są chyba jakieś jaja! Przejrzałam lodówkę w poszukiwaniu czegokolwiek do zjedzenia. W końcu po całych 7 minutach poszukiwań w dłoniach trzymałam jogurt z kawałkami truskawek i jakiś soczek pomarańczowy. Odłożyłam produkty na stół i zaczęłam zaglądać do szuflad w poszukiwaniu łyżki. Po przeszukaniu każdej szuflady, a w żadnej łyżki nie znalazłam, zrezygnowana ponownie otworzyłam lodówkę i schowałam jogurt na poprzednie miejsce. Został mi tylko soczek. Wzięłam go w dłonie i wyszłam z kuchni kierując się w stronę głównych drzwi. Wciągnęłam na nogi moje czarne vansy i nadal trzymając w dłoni soczek wyszłam na zewnątrz. Było zimniej niż mi się wydawało jednak postanowiłam się przejść. Otworzyłam soczek i upiłam z niego łyk. Był całkiem dobry. Poczułam potrzebę zadzwonienia do Jade, więc już po chwili wykręcałam numer do przyjaciółki.
-Louise wszystko dobrze? - usłyszałam jej zmartwiony, zaspany głos w słuchawce.
-Tak, a dlaczego miało by być inaczej?
-Dzwonisz w środku nocy, więc tak sobie pomyślałam.
No tak zadzwoniłam do niej w środku nocy! Powinnam sobie strzelić w twarz za tą moją inteligencję.
-Louise jesteś tam?
Już miała się odezwać kiedy poczułam tępy ból z tyłu głowy i upadłam na ziemię.

*Oczami Perrie*
Siedziałam na jakieś polanie razem z Zayn'em. Nasze dłonie były złączone. Ja nie przejmowałam się tym faktem jednak Zayn zdawał się z tego powodu wyjątkowo podekscytowany.
-To tą łąkę widziałam? - spytałam cicho nie chcąc psuć atmosfery.
-Tak. To na tej łące bawiliśmy się jako dzieci.
-W jaki sposób pokazałeś mi te wspomnienie?
Chłopak zamrugał kilka razy jakby nie rozumiejąc mnie jednak po chwili posłał w moją stronę jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie widziałam w całym życiu.
-Dlaczego pytasz?
-Ja też chciałabym pokazać ci kilka wspomnień. - zawstydzona spuściłam głowę w dół. Może to jednak zły pomysł?
-Musisz wybrać to co chcesz mi pokazać i mocno się na tym skupić. - poinstruował mnie Mulat.
Przytaknęłam i zaczęłam się zastanawiać co mu pokazać. Gdy już wybrałam dane wspomnienie, usiadłam tak by być z nim twarzą w twarz i niepewnie sięgnęłam do jego policzka. Chłopak zamknął oczy. Chciałam mu pokazać mój pierwszy dzień w przedszkolu. Zayn nadal miał zamknięte oczy jednak teraz zaczął także się uśmiechać.
-Byłaś słodka jak byłaś mała. - rzekł podnosząc powieki.
Cofnęłam rękę i poczułam jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Mulat złapał mój podbródek zmuszając do spojrzenia na niego.Nagle nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Gdy jego usta delikatnie musnęły moje poczułam motylki w brzuchu. Pocałunek był powolny i delikatny.
***
Jechaliśmy w ciszy do domu chłopców. Zayn powiedział mi bardzo wiele o sobie i istotach magicznych. On był nadzorcą i nadzorował jak radzą sobie inni przy "pracy". Liam uzdrawiał i leczył, Niall sprawiał, że ludzie byli radośni i szczęśliwi, a Louis wywijał mugolom kawały. Harry był opiekunem zwierząt. Była jeszcze Cher, która sprawiała, że ludzie się zakochiwali, ale nie miałam okazji  jej poznać. Na niebie świeciły gwiazdy gdy podjechaliśmy pod dom. Mulat ,jak na gentemen'a przystało, otworzył drzwi samochodu od mojej strony i podał mi rękę gdy wysiadałam. Drzwi do domu były otwarte co lekko nas zdziwiło jednak nie przejmowaliśmy się. Zayn poszedł do kuchni po coś do jedzenia, a ja udałam się na górę zobaczyć co u Louise. Musiałam wyglądać przekomicznie kiedy weszłam do pokoju i nigdzie jej nie zastałam. Przestraszona zbiegłam na dół gdzie powitały mnie zdziwione brązowe tęczówki
-Louise nie ma w pokoju. - wydukałam.
-Jak to nie ma w pokoju?
-Normalnie nie ma jej w pokoju! - spanikowałam, a Zayn nie ułatwiał mi sprawy zadając dziwne pytania.
-Jesteś pewna?
-Tak jestem pewna. Boże! Jeżeli coś jej się stało to sobie tego nie daruje. - strumień łez wyszedł z moich oczu.
-Perrie nie płacz. - rzekł i podszedł do mnie. - Zaraz zadzwonię do chłopaków. Może jest z nimi. - próbował mnie pocieszyć.
Przytaknęłam tylko głową i dałam się odprowadzić chłopakowi do kanapy.
-Pójdę zadzwonić i zaraz wrócę okej? - spytał, a ja przytaknęłam.
Mulat potruchtał do kuchni, a ja siedziałam na kanapie cała się trzęsąc. Po kilku minutach, które dla mnie były wiecznością, Zayn wrócił z dość nieciekawym wyrazem twarzy.
-I gdzie jest Louise? - spytałam,obawiając się odpowiedzi.
-Liam powiedział, że miała być w domu. - rzekł, a moje serce zamarło. - Może wyszła gdzieś na spacer. Chłopcy powiedzieli, że jej poszukają w najbliższej okolicy. - westchnął i przysiadł się koło mnie.
-Zayn czy ona może być w niebezpieczeństwie?
-Nie wiem Pezz. Zobaczymy. - powiedział i przytulił mnie. Złapałam się jego koszulki jakby to miało mi przywrócić siostrę.


_________________
Huuhuu jestem taka happy!! Przyjęli mnie na adminkę próbną :3. Rodzina z UK przyjechała i kupiła mi kosmetyki z LM i 1D :3. Mam ochotę skakać z radości, a w sumie czemu by nie? *skacze radośnie* dobra koniec zmęczę się tylko :D. No to do zobaczenia jutro, albo dziś pod wieczór jeszcze się zobaczy ;). 


Kocham was <3

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 8


*kursywą są napisane wspomnienia Zayn'a, które pokazuje Perrie ;).
_________________
*Oczami Perrie*
-Jesteście chorzy! - krzyczałam na piątkę chłopaków, zdzierając sobie gardło. Oni jedynie popatrzyli się na siebie i wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Zayn'a, który przyglądał mi się zaniepokojony.
 -A ty jesteś zdrowa. - zaśmiał się Louis.
Czy oni kurwa wiedzą kim ja jestem?!
-Pieprz się. - warknęłam i wybiegłam z domu trzaskając drzwiami.
Wyjęłam telefon z kieszeni i chciałam zadzwonić do Jesy by po mnie przyjechała. Dupa nie ma tu zasięgu. Kurwa no co za niespodzianka! Wkurzona rzuciłam telefon o ziemię.
-Perrie? - usłyszałam i odwróciłam się w kierunku Zayn'a. Dokładnie mi się przyglądał.
-Czego chcesz?
-Wyjaśnić Ci to wszystko. - powiedział delikatnie się uśmiechając.
Czy on sobie ze mnie żartuje? Co tu jest do wyjaśniania? To  logiczne, że oni wszyscy są chorzy psychicznie.
-Proszę daj mi to wszystko wyjaśnić. - podszedł kilka kroków bliżej.
Nie wiem za kogo on się uważa, ale to przechodzi wszystkie pojęcia. Najpierw robi mojej malutkiej naiwnej siostrzyczce pranie mózgu, a teraz chce mi to wyjaśnić. Cholera on naprawdę ma jakieś problemy.
-Zgoda masz 5 minut. - westchnęłam zrezygnowana. Niech spróbuje co mu szkodzi.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie. Przyłożył mi dłoń do policzka i kiedy już miałam się sprzeciwić przed moimi oczami zaczęły pojawiać się obrazy.

Trójka dzieci  biega po łące. Dwie identyczne dziewczynki w niebieskich sukieneczkach uciekają przed czarnowłosym chłopczykiem śmiejąc się w wniebogłosy. Nagle chłopiec się zatrzymuje i zaczyna robić dziwne młynki rękoma. Dziewczynki patrzą oczarowane. Chłopiec klaszcze dwa razy, a w jego dłoniach pojawiają się dwie błękitne róże. Zadowolony i dumny z siebie po darowuje kwiaty dziewczynkom, które biorą je w swoje małe rączki.
-Jesteś coraz lepszy Zayn. - mówi jedna.
-Masz rację Louise. - zgadza się druga, wąchając niezwykłą roślinę. 
Dziewczynki wymieniły znaczące spojrzenia i ucałowały chłopczyka w oba policzki.

*Oczami Louise*
Siedziałam na łóżku kiedy do pokoju wpadł brunet o niebieskich oczach.
-Ty jesteś Louise? - spytał, a ja przytaknęłam.
Chłopak prychnął i zawołał jakiegoś Niall'a. Zaciekawiona patrzyłam jak do pokoju wchodzi farbowany blondyn. Farbowany spojrzał na mnie i ukłonił się.
-Niall James Horan wasza królewska wysokość. - powiedział i ucałował moją dłoń.
Patrzyłam się oniemiała nie za bardzo wiedzieć jak postąpić. Pierwszy odezwał się brunet.
-Nialler przestań się płaszczyć przed jakąś niedoszłą królewną . - warknął podchodząc do drugiego chłopaka i ciągnąc go za koszulkę do góry.
Niall posłał mu mordercze spojrzenie i wskazują na niego palcem rzekł. - To jest Louis William Tomlinson wasza królewska wysokość i przepraszam najmocniej za jego grubiaństwo.
Louis uderzył go w ramię.
-Wiecie może gdzie jest Perrie? - spytałam nieśmiało.
Chłopcy przestają się szturchać i patrzą na mnie zdziwieni.
-Ale że o co ci się rozchodzi? - pyta brunet.
-Chyba ma na myśli tą wariatkę, do której poszedł nasz Romeo. - rzekł farbowany.
-Gdzie ona jest? - nie daję za wygraną.
-Nakrzyczała, że jesteśmy psychiczni, trzasnęła drzwiami i wyszła ot co. - powiedział Louis.
-Przepraszam za moją siostrę. Nie chciała was urazić. - próbowałam bronić bliźniaczki.
-Nie uraziła nas. Przywykliśmy do tego. - powiedział Niall.
Spojrzałam na nich dziwnie. Jak można przywyknąć do czegoś takiego?
-No co? Zazwyczaj dziewczyny uciekają ode mnie z krzykiem, że potrzebuję psychologa. - stwierdził Louis.
Usłyszeliśmy kroki na korytarzu i po chwili w drzwiach pojawił się Liam, trzymając w dłoni kubek z parującą cieczą. Spojrzał się na Niall'a i Louis'a, odchrząknął po czym rzekł:
-Twoja siostra Louise jest z Zayn'em, który pomaga jej się odnaleźć w nowej sytuacji. Twoja siostra nie może jeszcze się odnaleźć w  naszym świecie. Przyniosłem ci wywar z ziół, który powinien coś poradzić na ten ból głowy. - chłopak uśmiechnął się promiennie.
-A co do was. - dodał patrząc się na niebieskookich chłopców. - Sądzę, że powinniście pójść i dać Louise trochę spokoju.
Niall i Louis skinęli głowami po czym opuścili pokój. Brązowooki brunet postawił kubek na szafeczce nocnej koło mego łóżka i uśmiechając się do mnie także wyszedł. Sięgnęłam po parujący napój i delikatnie złapałam go w dłonie. Przyłożyłam kubek do ust i wypiłam łyk. Napój nie był co prawda moją ulubioną miętową herbatką, ale nie był taki zły. Wypiłam całą zawartość kubka i poczułam się bardzo senna. Odłożyłam puste już naczynie na drewniany mebel i zakopałam się głębiej w śliwkowej pościeli.
-Tylko 5 minutek. - pomyślałam i zamknęłam oczy.



_________________
Hi! Co tam?  Ma ktoś jakieś ciekawe plany na Sylwestra? Ja na razie nie, więc raczej będę siedzieć w domu i pisać kolejne rozdziały Double Big Trouble :P. Ale co tam przynajmniej nie będę się nudzić :D. A zresztą co ja wam tu ględzę o moim marnym żywocie. Jutro kolejny rozdział to tak na koniec rzeknę. Tak więc do juterka!

Kocham was <3

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 7

*Oczami Perrie*
Mogę jeździć na pegazach całe życie. Lot był wspaniały, a ten lokaty debil (czyt.Harry) cały czas mnie rozśmieszał. Zatrzymaliśmy się przed ładnym domkiem. Zapukaliśmy w białe drzwi, w których pojawiła się tak dobrze mi znana kruczoczarna czupryna.
-Zenek! - wykrzyknął Harry rzucając się na Mulata - Pokaż no się! Chyba urosłeś od kiedy się ostatnio widziałem!
-Hazz widzieliśmy się 4 godziny temu.
-Jeju Zeniu robisz problemy z niczego! - wykrzyknął ponownie Loczek z oburzeniem.
-Zayn wpuść ich! - doszedł nasz czyiś krzyk z głębi domu. Zayn odsunął się trochę robiąc nam miejsce. Weszłam do ogromnego salonu, a zaraz za mną wślizgnął się Lokowany, który od razu skierował się do kuchni. Poszłam za jego przykładem. W przestronnej kuchni przy stole siedział brunet o niebieskich oczach przeglądający jakąś dziwną gazetę.
-Niall zostaw tą lodówkę! - wykrzyknął Zayn i dopiero teraz zauważyłam blondynka, który stał przy lodówce z zamiarem jej otworzenia.
-Odczep się Zaynie! - odezwał się blondyn.
-Zenek ma rację zostaw ta lodówkę. - stwierdził Harry.
-Przepraszam za nich jestem Liam. - powiedział krótko ścięty chłopak o sarnich oczach wyciągając moim kierunku rękę, który nagle pojawił się za mną.
 -Jestem Perrie. - odpowiedziałam, ściskając jego dłoń.
-Tamten przy lodówce to Niall. - powiedział wskazując na blondyna, który żywo o czymś dyskutował z Zayn'em. - a tamten przy stole to Louis. - tym razem wskazał na chłopaka, który nadal przekartkowywał czasopismo.
-W czym możemy ci pomóc? - spytał mnie Zayn.
-Ja szukam Louise. - odpowiedziałam.
-To ja ją tutaj zaprowadziłem! - wykrzyknął z dumą Harry. 
-Styles zachowujesz się jak przedszkolak. - stwierdził Louis.
Boże z kim zadaje się moja siostra.

*Oczami Louise*
Słyszałam jakieś dziwne odgłosy z dołu jednak nie mogłam zejść do nich. Liam poradził mi bym leżała i odpoczywała, więc postanowiłam się dostosować do jego zaleceń. W końcu wie co robi prawda? Leżałam w tym łóżku nie za bardzo wiedzieć co ze sobą zrobić. Powoli zaczynałam się robić głodna. Westchnęłam cicho, patrząc się na ścianę. Drzwi zaskrzypiały lekko i ujrzałam uśmiechniętą twarz Perrie.
-Louise!  - wykrzyknęła, podbiegając do mnie. - Szukałam Cię.
Siostra przytuliła mnie, a ja oparłam głowę o jej ramię
-Przepraszam, ten samochód wybuchł i Zayn zabrał mnie tu, a Liam powiedział że to wszystko moja moc i opowiedział mi o Karo.
-Lou co ty bredzisz?
-Jesteśmy wybrankami i musimy jak najszybciej tam pójść żeby uratować wszystkie istoty magiczne. - mówiłam nie przejmując się tym, że Perrie mi przerwała.
Pers puściła mnie i dokładnie mi się przyjrzała. Jej niebieskie były wielkie niczym 5 złotówki.
-Zrobili ci jakieś pranie mózgu! - wykrzyczała. - Louise oni są jacyś popierdoleni psychicznie! - krzyczała na mnie. 
-Wcale nie Perrie oni są normalni. - próbowałam bronić moich nowych znajomych.
-Zrobili z ciebie jakąś wariatkę, która papla od rzeczy! - krzyczała zupełnie nie przejmując się mną.
W moich oczach pojawiły się łzy. Własna siostra miała mnie za myślącą inaczej.
-Nie wybaczę im tego! - krzyknęła Pezz nim wybiegła z pokoju, a ból głowy zaczął się nasilać.

_________________
Yey rozdział 7, a czuję się cholernie dumna z mojej pracy :3. A ten specjalny rozdział jest dedykowany specjalnej osobie, a dokładniej KAROLINIE MALIGŁÓWCE!!!  Mam nadzieję, że poprawi ci ten rozdział humorek :). Tak więc do następnego razu. 

Kocham was <3

Rozdział 6

*Oczami Louise*
Siedziałam nadal w pokoju, a ból ani myślał ustać. Przymknęłam oczy kiedy drzwi do pokoju się otworzyły.  Do pokoju wszedł brunet o sarnich oczach, w których widać było dobroć i ciepło. Uśmiechnął się do mnie lekko. Chciałam odwzajemnić uśmiech jednak zamiast tego wyszedł mi okropny grymas.
-Co cię boli? - spytał.
-Głowa.
Przytaknął i przysiadł koło mnie. W drzwiach stał Zayn, który dokładnie obserwował każdy ruch bruneta.
-Jestem Liam. - powiedział ten z sarnimi oczami.
-Jestem Louise. - odpowiedziałam.
Liam uśmiechnął się i przyłożył mi rękę do czoła.
-A więc? - spytał Zayn. Widać było po nim, że jest zniecierpliwiony.
-Ból jest wywołany nagłym pojawieniem się mocy. Przepraszam, ale nie mogę z nim nic zrobił. - odpowiedział brunet cofając rękę.
Zayn westchnął przeciągle, a ja chciałam zrozumieć coś z tej dziwnej wymiany zdań.
-Przepraszam ale o czym wy mówicie? - spytałam patrząc to na jednego to na drugiego.
-O twojej mocy. Ten samochód wybuchł ponieważ użyłaś jej w niewłaściwy sposób. - powiedział Liam.
-Nie martw się jesteś jeszcze nie doświadczona. - dodał Zayn uśmiechając się do mnie.
Nic nie rozumiałam. Jakie moce? O czym oni mówią?
-Przepraszam was ale Harry dzwoni więc pójdę odebrać. - ciszę przerwał Zayn.
Obydwoje z Liam'em pokiwaliśmy głowami, a Mulat opuścił pokój.
-Liam ja nadal nic nie rozumiem. - zwróciła się do chłopaka obok mnie.
-Dobrze więc zacznę od początku ok? - spytał się, a ja pokiwałam głową na tak.
-To co zrobiłaś to jest Twoja moc. Każdy z naszego świata ma moce, ale każde służą innym celą. Moje moce służą głównie do uzdrawiania i leczenia ludzi. Ty i twoja siostra potraficie o wiele więcej, bo jesteście wybrankami. Wasi rodzice rządzili w Karo, a wy jako ich córki przejmiecie te moce. Zasiądziecie na tronie w Karo i poprowadzicie nasz świat. Karo jest to świat istot magicznych. Mugole widzą tylko zwykłą pustynię. Kiedy mieliśmy z jakieś 3-4 lata wasi rodzice zostali zepchnięci z tronu przez Christinę Dobrev. Teraz naszym światem rządzą jej dwie paskudne córki Nina i Vanessa. Co roku wybiera się kilka osób o "wyjątkowych" zdolnościach i one krążą po ziemi i wywołują u ludzi takie emocje jak gniew czy radość. Niektórzy sprawiają, że ludzie się zakochują lub zdarzają im się wstydliwe sytuacje. Każdy z nas jest podporządkowany władcom Karo. Tylko oni mogą decydować o czyjejś śmierci lub życiu.
-Oh. - tylko tyle byłam z siebie wydusić po przemowie Liam'a.

*Oczami Perrie*
Byłam z Harry'm na jakiejś polanie. Pośrodku polany zauważyłam małą chatkę.
-Tutaj mieszkam - powiedział z dumą w głosie Lokaty.
Serio? Kto mieszka w takim czymś? Może on jest chory psychicznie? Kurwa jestem z kimś kto jest psychiczny! Westchnęłam tylko cicho. Wspaniale Perold jesteś wspaniała.
-Chodź za mną! - krzyknął, a ja chcąc nie chcąc poszłam za nim. Przeszliśmy domek dookoła i weszliśmy na podwórze. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jednorożce i pegazy. WTF?! Nie kojarzę bym dzisiaj coś brała, a jeszcze jakby tego było mało chłopak podszedł jak gdyby nigdy nic do jednego pegaza i zaczął go klepać po grzbiecie. Przetarłam oczy dłonią jednak nic się nie zmieniło a te "zwierzęta" nadal tam były.
-Co to jest? - spytałam podchodząc bliżej.
-Ah tak co ze mnie za gapa nie przedstawiłem was sobie! - wykrzyknął chłopak - Tutaj jest Brutus, tutaj jest Zdzichu, tutaj Jadwiga, a tu Caryca Katarzyna.
Stałam zszokowana i patrzyłam jak zielonooki przedstawia mi kolejno każde ze zwierząt.
-Chcesz Zdzicha czy Jadwigę? Bo wiesz Carycy Katarzyny ci nie dam. Jest ostra. - powiedział z uśmiechem na ustach.
-Tak. - odpowiedziałam
-Wiedziałem że wolisz Jadwigę.
Złapał za uzdę pegazicę i podszedł z nią do mnie. Delikatnie i powoli dotknęłam jej chrap.
-Musisz jej dosiąść rozumiesz?
Pokiwałam głową i wspięłam  się na to coś. Pegaz rozłożył swe majestatyczne śnieżnobiałe skrzydła,a ja zachwycałam się z jaką gracją robi to zwierze.
-Złap się mocno Jadwigi okey?
-Jasne
Złapałam się szyi pegazicy i zamknęłam oczy. Czułam jak wiatr bawi się moimi włosami, gdy wznieśliśmy się wysoko. Uśmiechnęłam się to uczucie było bardzo przyjemne.
-Podoba ci się? - spytał Harry, którego loki latały przysłaniając mi jego twarz.
-Bardzo! - wykrzyknęłam radośnie. Jeszcze nigdy nie czułam się taka wolna i lekka.
-Cieszę się, że Ci się podoba.
-Tak Jadwiga jest bardzo szybka. - powiedziałam dumnie wypinając pierś, no bo heloł zapamiętałam imię jakiejś pegazicy!
-No przydała by się szybka. - stwierdził chłopak wkładając sobie niesforne loki za ucho.
Zaczęłam się śmiać no ale kto by się nie śmiał z tego lokatego idioty?


_________________
Jest rozdział 6! Aha i mam dla was oświadczenie (?) czy coś w tym guście:

Mogą się pojawiać różne terminy z Harry'ego Potter'a. Bardzo lubię serię tych książek i to dlatego, ale fabuła będzie inna ;). 
Powoli zbliżamy się do prawdziwej akcji! Jak czytam pierwsze rozdziały to jakieś dziwne są :D. Najwięcej radochy miałam przy pisaniu części Perrie z Harry'm. A tak by the way
Ciekawostka : Inspiracją do postaci Styles'a był....Hagrid! Stąd zwierzątka i chatka na polanie, dlatego wszelkie podobieństwo nie jest przypadkowe! 

Kocham was ♥

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 5

*Oczami Louise*
Jechaliśmy już przez dłuższą chwilę w ciszy. Przełknęłam głośno ślinę.
-Odwieź mnie do domu. - zażądałam. Uśmiechnął się tylko nic nie mówiąc. W mojej głowie pojawiały się czarne scenariusze. Może Perrie miała rację i nie powinnam mu ufać.
-Słyszałeś masz mnie odwieźć do domu natychmiast! - straciłam panowanie nad sobą. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zayn zatrzymał samochód i przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Spuściłam głowę zawstydzona. Nie lubię płakać przy kimś. Chłopak nic nie powiedział tylko przytulił mnie mocno do siebie, głaszcząc po głowie. 
-Ciiii. Nie moge cię odwieźć do domu. - powiedział i złożył pocałunek na czubku mojej głowy.
-Dlaczego nie możesz?
 -Po prostu  nie mogę. Później ci to wyjaśnię dobrze?
Kiwam głową na tak i zamykam oczy. W jego ramionach czuję się bezpieczna.
***
Chyba zasnęłam, bo budzę się w jakimś dziwnym miejscu. Jestem w sypialni, ściany pokrywa zielona farba. Podłoga jest pokryta panelami, a ja leżę w łóżku przykryta śliwkową kołdrą. Przecieram zaspane oczy i zamieram kiedy słyszę kroki na korytarzu. Drzwi się otwierają i widzę tak dobrze znaną mi sylwetkę Mulata. Podchodzi do mnie siadając na krawędzi łóżka i czule głaszcze po głowie.
-Już lepiej? - pyta, a ja dostaję wyrzutów sumienia za to jak go potraktowałam.
-Tak. - mruczę i dla potwierdzenia moich słów próbuję wstać. W głowie nagle zaczyna mi huczeć, a tępy ból rozsadza mi czaszkę i gdyby nie Zayn całowałabym ziemię. Patrzy na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami i zmusza do zajęcia wcześniejszego miejsca. Ulegam mu choć robię to wbrew sobie.
-Boli cię głowa?
-Ta trochę. - odpowiadam, rozmasowując skronie. 
-Pójdę po Liam'a. - mówi i w pośpiechu opuszcza pokój.

*Oczami Perrie*
Błąkam się po ulicach bez celu próbując odnaleźć moją malutka siostrzyczkę. Przecieram dłonią zmęczone oczy. Szukam już od kilku dobrych godzin, a po Louise ani śladu. Mgła, która mnie otacza tez raczej nie pomaga mi jej odnaleźć, a wręcz przeciwnie wszystko komplikuje. Nagle czuję, że w coś uderzyłam i upadam na ziemię.
-Uważaj jak chodzisz. - warczę podnosząc się na nogi i patrzę na osobnika przede mną. Ma ładne kasztanowe loki, a zieleń jego oczu można porównać z wiosenną trawą.
-Przepraszam. - mówi cicho uśmiechając się do mnie przepraszająco,  a jego policzkach ukazują się dołeczki, które tylko dodają mu uroku.
-Nie to ja przepraszam. Jestem trochę podenerwowana nie wiem gdzie jest moja siostra. - próbuję się tłumaczyć.
-Twoja siostra?
-Tak moja siostra bliźniaczka. Ma na imię Louise.
Kurwa dlaczego się tłumaczę przed zupełnie obcym chłopakiem? Chyba mi już całkowicie odbiło. Lokaty zamyśla się, a na jego twarzy odmalowuje się skupienie.
-Twoja siostra jest taka jak ty tyle że bez tatuaży? - pyta, a zieleń jego oczu dokładnie skanuje mój każdy ruch.
-Tak. - odpowiadam, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.
-Jestem Harry i chyba wiem gdzie jest twoja siostra.
-A ja jestem Perrie i zaczynam się ciebie obawiać.
Chłopak śmieje się pod nosem i łapie mnie za rękę prowadząc nie wiadomo gdzie.

_________________
Idę z tymi rozdziałami jak burza hahahaah :D. Nie wiem już co tu napisać XD. Tak więc prawie wszystkie rozdziały są już napisane, ale przecież nie wrzucę ich od razu prawda? Ale macie to szczęście, że teraz kolejne rozdziały będą pojawiać się codziennie! Możecie się cieszyć :D. 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Kocham was ♥

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 4

*Oczami Louise*
Zayn był bardzo dla mnie miły. Codziennie odprowadzał mnie na przystanek i czekał ze mną na autobus. Dzwonił czy doszłam do domu. To naprawdę bardzo miłe. Zaczęłam się obawiać czy nie czuje do mnie czegoś więcej. Myślałam nad tym także dzisiejszego ranka ubierając, czesząc się i schodząc po schodach na śniadanie. Perrie postawiła przede mną miskę z płatkami, a ja jakby od niechcenia sięgnęłam po łyżkę. Mieszałam nią tylko mleko i nic więcej wzdychając cicho.
-Perrie, czy Zayn może czuć do mnie coś więcej? - pytam cichutko a moja siostra zastyga w bezruchu.
-A dlaczego się pytasz?
-Sama nie wiem, po prostu jestem ciekawa.
Pezz mruga kilkakrotnie jednak nic nie odpowiada i odwraca się do mnie tyłem. Przełykam głośno ślinę i nie chcąc jej bardziej zdenerwować zaczynam jeść. Widzę jej drgające ramiona jednak za bardzo jej się boję by podejść lub wykonać jakikolwiek ruch. Dopiero kiedy moja siostra opuszcza kuchnię, wstaję kierując się do pokoju po torbę. Biegnę mijając 3 schodki, wpadam do pokoju jak błyskawica i tym samym sposobem schodzę na dół. Idąc do drzwi po drodze mijam salon i wychodzę  na świeże powietrze, które delikatnie muska moje policzki. Podchodzę pod przystanek. Przeczesuję blond kosmyki rękom, rozglądając się dookoła. Sprawdzam godzinę i jeżeli dobrze rozumuję to spóźniłam się na autobus. Postanawiam pójść do szkoły na piechotę. W duchu przeklinam się za to, że spytałam Perrie o coś tak durnego. Kiedy tylko spotkam Zayn'a poważnie sobie z nim porozmawiam. Dopiero po tak długim czasie zauważam mgłę, która mocno uniemożliwia widoczność. Mam zamiar przejść przez pasy i kiedy jestem na środku jezdni słyszę pisk opon, więc odwracam głowę w stronę z której dochodzi. Moje serce na chwilę przestaje bić kiedy mam przed oczami czerwony samochód, który jedzie wprost na mnie. Odruchowo wyciągam ręce przed siebie jakby miało mnie to uchronić. Podnoszę powieki i wtedy samochód wybucha na moich oczach. Kawałki latają w powietrzu, a ja czuję że zaraz upadnę i nie mylę się. Moje nogi uginają się pod moim ciężarem kiedy ktoś łapie mnie w talii. Tym kimś okazuje się Zayn. Już mam coś powiedzieć kiedy to on odzywa się pierwszy.
 -Musisz ze mną iść .
Mam ochotę się sprzeciwić jednak nic nie mówię i pozwalam mu się zaprowadzić do jego auta.

*Oczami Perrie*
Od kiedy zobaczyła po raz pierwszy tego całego Zayn'a widziałam, że jest z nim coś nie tak. Było w nim coś tajemniczego i może...pociągającego? Nie na pewno nie, bardziej tajemniczego i przerażającego. Kiedy Louise wspomniała o nim przy śniadaniu zaczęłam poważnie się martwić. Lou nie zaczyna tak poważnych tematów ot tak. Lecz kiedy moja siostra nie pojawiła się w szkole zaczęłam panikować. Co jeśli jest z Zayn'em? Co jeśli coś jej zrobi? Może wciągnie ją w narkotyki, alkohol albo inne gówno. Byłam bliska wyrywania sobie włosów z czubka głowy. Moją ostatnią deską ratunku była Jade. Podbiegłam do niej na przerwie i chwytając za ramiona zaczęłam nią energicznie potrząsać.
-Gdzie jest Louise? - pytam i natychmiast ją puszczam widząc strach w jej oczach. Nie musi się mnie bać. Chyba.
-Ja nie wiem. - szepce bardziej do siebie niż do mnie.
-Jade czy może być z Zayn'em?
Dziewczyna patrzy na mnie zdziwiona. Przykłada palec wskazujący do brody, zamyślając się.
-Wydaje mi się, że to całkiem prawdopodobne. - stwierdza. Nad naszymi głowami rozlega się dzwonek, a ja przepuszczam ją. Zanim całkowicie odchodzi rzuca mi tylko zatroskane spojrzenie swych czekoladowych tęczówek. Dostaję szału. Ten koleś może być niebezpieczny, a moja siostra upatrzyła se go na psiapsiółę. Mam ochotę czymś rzucić. Jedyną rzeczą w zasięgu mojego wzroku jest kosz na śmieci, więc niewiele myśląc podchodzę i kopię go z całej siły. Papierki rozsypują się po ziemi jednak to mnie nie uspokaja. Kiedy szykują się do uderzenia pięścią w ścianę, drzwi szkolnych szafek otwierają się same, a książki i inne przedmioty się w nich znajdujące upadają z hukiem na podłogę.  Rozglądam się zdezorientowana.
-To nie jest śmieszne! - zdzieram sobie gardło,a echo mojego głosu rozchodzi się po szkolnym korytarzu. Czym prędzej wybiegam ze szkoły, a z kieszeni kurtki wyciągam papierosy. Wyjmuję jedną sztukę i odpalam, po czym przykładam do ust i zaciągam się. Czuję jak dym rozchodzi się w płucach i rozkoszuję się tym uczuciem.



_________________
Pisać ten rozdział skończyłam dokładnie o 00:43. Hahaha powinnam spać wtedy,a  nie :D. I nareszcie akcja się rozkręca :3. Huhu rozdział 5 za niedługo ponieważ mam już pomysł teraz tylko muszę ubrać go w słowa ;). Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z prezentów, bo ja bardzo :D. Ahh chciałam jeszcze przeprosić, że nie ma jakiejś wzmianki o świętach w fanfiction lub jakiegoś świątecznego one-shot'a. W tym roku jakoś nie czułam tej magii świąt i to dlatego :c. 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Kocham was ♥

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 3

*Oczami Jade*
-Louise? Louise! - zdzierałam sobie gardło podczas gdy ona zsuwała się na zimne płytki. Złapałam się za głowę nie bardzo wiedzieć co zrobić. Dlaczego nie wybrałam kursu pierwszej pomocy zamiast jakiegoś durnego kursu robienia bukiecików?! Byłam zła na siebie jednak teraz musiałam się opanować i jej pomóc. Tylko jak? Tylko jak do cholery?! W moich oczach pojawiły się łzy. Łzy bezsilności, ponieważ byłam sparaliżowana i nie wiedziałam co robić. Upadłam zasłaniając twarz rękami. Byłam taka bezużyteczna. Nie podniosłam głowy nawet kiedy usłyszałam czyjeś kroki idące w naszym kierunku. Było mi za siebie wstyd. Odważyłam się podnieść wzrok kiedy kroki ucichły i ujrzałam przed sobą chłopaka z kruczoczarnymi włosami ubranego w starą troszkę zniszczoną kurtkę motocyklową.
-Kim jesteś? - wydukałam.Nic zero, żadnej odpowiedzi.
-Kim jesteś? - powiedziałam głośniej chcąc zapanować nad drganiem mojego głosu. I wtedy przestał spoglądać na wciąż leżącą blondynkę, a swój wzrok przeniósł na mnie. Jego oczy były wręcz czarne, a spojrzenie przeszywało mnie na wylot i powodowało paraliż każdej części mojego ciała. Wystraszona umilkłam i patrzyłam co robi. Przyłożył środkowy i wskazujący palec do jej czoła i zaczął coś szeptać jej do ucha. Chciałam się odezwać i powiedzieć mu, że to raczej nie jest pierwsza pomoc i wtedy Louise otworzyła oczy jak zaczarowana.

*Oczami Perrie*
Widziałam wszystko co wyrabiał ten chłopak i zdecydowanie było z nim coś nie tak. Byłam na kursie pierwszej pomocy i wiem co zrobić w przypadku omdlenia. Przyglądałam się temu z boku i już miałam wkroczyć do akcji kiedy Louise jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wstała. W moich oczach dało się ujrzeć zdziwienie. Od kiedy komuś od mamrotania czegoś do ucha było lepiej? Wstała jakby nigdy nic i zaczęła rozmawiać z tym chłopakiem. Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale ciekawość wzięła górę. Z tego co usłyszałam nazywał się Zayn. Całkiem ładnie. No co? Ja tylko uważam to imię za wyjątkowo atrakcyjne to nic nie oznacza. Dlaczego ja się tłumaczę sama przed sobą? Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić te myśli ze swojej głowy. Rozmowę przerwał im dzwonek,a chłopak jak oparzony natychmiast uciekł.
***
-Jak to będzie jeść z nami?! - zaczęłam się wydzierać na cały szkolny korytarz, zwracając tym samym uwagę wszystkich osób tam się znajdujących.
-To jest jego pierwszy dzień w naszej szkole chciałam żeby jakoś się zaaklimatyzował. - szepnęła niepewnie Lou. 
-Louise nie mam zamiaru go niańczyć, ale skoro tak bardzo tego chcesz to okej. - westchnęłam zrezygnowana. Nie chciałam na nią krzyczeć. Spojrzałam na nią kątem oka i dostrzegłam radosną iskierkę. Naprawdę go polubiła. Otworzyłam na oścież drzwi prowadzące do szkolnej stołówki i weszłyśmy do środka. Od razu dało się wyczuć spaleniznę i niezbyt ładne perfumy kucharki.
-Gdzie jest Leigh-Anne i Jesy? - spytała się mnie Lou.
-Naprawiają samochód, a gdzie jest Jade?
-Jadey musiała pójść do dyrektorki.
Na tym nasza wymiana zdań się skończyła. Podeszłyśmy po tacki i ustawiłyśmy się w kolejce.Gdy nadeszła moja kolej podeszłam do kobiety z twarzą buldoga, która nałożyła na mój talerz coś co za pewne miało być gulaszem.
-Poproszę pudding. - powiedziałam kiedy nie zauważałam go na półeczce.
-Nie ma. - warknęła nawet nie patrząc się w moją stronę. Tego było za wiele. Fakt nie pojawiam się w szkole za często, ale uwielbiałam ten pudding i wydawało mi się,że wszyscy o tym wiedzą. Najwidoczniej nie. Lekko podenerwowana podeszłam do stolika, który zajmuję od niepamiętnych czasów. Po chwili koło mnie pojawiła się Louise z tym chłopakiem. Jak mu tam było? Zayn? Przetarłam ręką zmęczone oczy i próbowałam chociaż udawać zadowoloną z obecności kolegi Lou.
-Jestem Za...
-Wiem. - przerwałam mu ostro. Obydwoje rzucili mi zdezorientowane spojrzenia. Kurwa nie tak to miało wyglądać. Odchrząknęłam
-Wiem Louise mi mówiła. - dodałam delikatniej i uśmiechnęłam się lekko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i usiadł pomiędzy mną a Louise.
-Miło że wspomniałaś o mnie swojej siostrze. - zaczął rozmowę z nieukrywaną radością. Czyżby czuł coś do mojej siostrzyczki? To zabawne ze względu na fakt, że dla Louise może być co najwyżej przyjacielem.
-Tak to jest Perrie. - odpowiedziała mu wskazując ręką na mnie. Znudzona zaczęłam jeść stołówkowe "jedzenie", a Zayn i Lou poszli w moje ślady. Po skończonym posiłku Zayn jak na prawdziwego gentelmen'a przystało poszedł wynieść tacki naszej całek trójki.
-Gdzie masz pudding? - zagadnęła mnie Lou.
-Nie było już.
Nagle jak na moje życzenie przede mną pojawił się mój ukochany deser. Zdziwiona spojrzałam w górę i ujrzałam roześmianą twarz Mulata.
-Po co mi to? - spytałam
-Do zjedzenia?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Rozdrażniona spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki jednak nie dostrzegłam w nich nic z kpiny lub drwin.
-Weź go i tak jestem najedzony. - dodał pokrzepiająco. Skinęłam tylko głową i włożyłam pudding do torby. Nie wiem co nim kierowało jednak to na pewno nie były szczere intencje. Może ktoś chce poznać moje słabości? A co do puddingu to prędzej go spuszczę w toalecie niż zjem.



_________________
Tak, więc jest to rozdział 3. Mam nadzieję, że są tu odpowiedzi na wszystkie pytania postawione w rozdziale 2. Jako, że do Świąt się raczej nie zobaczymy chciałabym żebyście mieli najbardziej udane święta, a rok 2014 przyniósł wszystko to co najlepsze. 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Kocham was

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 2

*Oczami Louise*
Od feralnego dnia minął przeszło tydzień. Na razie wszystko układało się dobrze, a życie toczyło się spokojnie. Niby jest okey lecz jak to mówi Perrie "To cisza przed burzą". Mimo to uważam, że należy się cieszyć choćby z tego, że z moją malutką Jade jest wszystko w porządku. Miło ze strony Pezz, że tak jej pomogła. Jak już tak o niej wspominam to bardzo się zmieniła. Przez ten tydzień nie opuściła ani jednego dnia w szkole i częściej ze mną rozmawiała. To miłe z jej strony, trochę dziwne, ale miłe.Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że spotkam ją w szkole. Autobus właśnie zatrzymał się na moim przystanku, a ja wysiadłam od razu wpadając w objęcia Jade.
-Jade puść nie zanim mnie udusisz! - śmiałam się. Od tego dnia stałyśmy się sobie jeszcze bardziej bliskie niż wcześniej o ile to w ogóle możliwe. Puściła mnie i uśmiechnęła się lekko.Odwzajemniłam uśmiech.
To co idziemy? - spytała. Przytaknęłam. Miło z jej strony, że na mnie czekała. Szłyśmy w ciszy. Nie była niezręczna każda z nas zbierała myśli. Zawsze tak było zbieranie myśli przed pójściem do szkoły gdzie nie wolno przeszkadzać w prowadzeniu lekcji. Kiedy doszłyśmy już do budynku rozejrzałyśmy się wkoło.
-Nie widzę Garby'ego. - rzekła Jade. Nazywała tak samochód Jesy. Garby jak z tego filmu Garby super bryka. Nagle rozległ się dzwonek i wszyscy ruszyli pędem do swoich klas.
-Chyba musimy już iść. Nie chcę się spóźnić. - jęknęła moja towarzyszka. Ja  też nie, więc stanie tu i wpatrywanie się w parking nic by nie dało. Westchnęłam cicho złapałam przyjaciółkę za rękę i przekroczyłam drzwi. Czułam jak łzy wzbierają się w kącikach moich niebieskich tęczówek. Myślałam, że wszystko już będzie dobrze, wszystko będzie takie jak dawniej. Ale to co było już nie wróci niestety.
-Jadey ja chyba nie dam rady. - powiedziałam na jednym oddechu nim przed oczami wyrosła mi ciemność.

*Oczami Perrie*
-Jess do cholery jak to opona przebita!? - krzyczałam na środku ulicy. Oczywiście auto Jesy musiało się zepsuć i to dzisiaj. Wyciągnęłam paczkę fajek z kieszeni mojej skórzanej kurtki. Bez dymu sobie nie poradzę, nie w tej chwili.
-Skąd mam kurwa to wiedzieć?! Nie jestem żadną pieprzoną Wikipedią!. - darła się Jesminda posyłając mi mordercze spojrzenie.
-Bo jesteś zbyt głupia by być Wikipedią! - nakrzyczałam na nią. Irytuje mnie od samego rana. Udało mi się zapełnić lukę w relacjach Louise, przynajmniej tak mi się wydawało, tylko po to by teraz jak zaczęła mi ufać od nowa wystawić ją. Zajebiście.
-Może zamiast drzeć mordy pomyślimy? - zapytała Leigh-Anne.
-Nie Lee ja lubię drzeć ryja! - wykrzyczałam jej w twarz. Kurwa czy muszą być takie irytujące?! Zdecydowanie wystarczy mi kłopotów na dzisiaj i nie potrzebuję kolejnych. Ze złością wymalowana na
twarzy poszłam przed siebie.
-A ona dokąd? - spytała Jesy wskazując na mnie palcem.
-Do diabła. - odparła zrezygnowana Lee Lee. Zawsze tak mówiła gdy byłam bardzo zła.Szłam wciąż wzdłuż jezdni licząc, że magicznym cudem nagle wyląduje na nudnej lekcji zrzędzącej panny Gomez. I moje prośby najwidoczniej zostały wysłuchane, bo ni stąd, ni  zowąd znalazłam się przed tak dobrze mi znanym dużym budynkiem z odchodzącą żółto-zieloną farbą Zadowolona wbiegłam na schodki przed drzwiami i otworzyłam drzwi na całą ich szerokość aż sprzątaczki zwróciły na mnie uwagę lecz zamiast mnie upomnieć dalej szorowały kafelki. Uśmiech jakoś sam się pojawił na mojej twarzy jednak tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął kiedy zobaczyłam leżącą Louise i spanikowaną Jade. I kim był ten ciemnowłosy chłopak zmierzający w ich kierunku?



_________________

Tak, więc jest rozdział 2 :3. Ah to moje piękne dzieło :D. Naprawdę mi się podoba. Ciekawe czy ktoś na nie czekał hihi ^_^. Mam taką cichą nadzieję i chciałabym podziękować za tyle wyświetleń dokładnie 218. Może nie jest to jakoś sporo, ale i tak się cieszę :). Nie chcę was zbyt długo trzymać w niepewności dlatego kolejny rozdział może pojawi się już jutro albo w piątek (nie chce was za bardzo rozpuścić :D ). Tak, więc do zobaczonka :3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Kocham was ♥

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 1 (część Perrie)

*Oczami Perrie*
Dzień zapowiadał się spokojnie. No właśnie zapowiadał się.Wszystko trafił szlag gdy tylko podjechałam pod szkołę. Często słyszałam rozmowy Louise i jej koleżanki o tej trójce, ale nie sądziłam ,że jest tak źle. Widok mojej siostry i jej przyjaciółki skulonych przed jakimiś trzema pastwiącymi się nad nimi kurwami był okropny.
-Za kogo one się mają?! - wykrzyczała Jess. Też chciałabym wiedzieć. Jednak sam widok nie był najgorszy, o nie najgorsze były ich słowa, które jak sztylety wbijały się w serce przestraszonych dziewczyn.Postanowiłam zebrać w sobie resztki siły i udawać opanowaną i spokojną, dlatego gdy tylko Jesy zatrzymała samochód wysiadłam i zaczerpnęłam świeżego powietrza, żeby nie wybuchnąć.
-Wow nie sądziłam, że panna Swift używa takich brzydkich określeń. - powiedziałam na głos. Ich zaskoczenie i strach w oczach był zabawny. Niech poczują jak to jest.
-My musimy pójść do p.Mountain pamiętacie dziewczyny?- powiedziała dziewczyna w czerwonych włosach, po czym wszystkie skinęły głową dokładnie mi się przyglądając. Uśmiechnęłam się delikatnie do Louise chcąc ją trochę uspokoić i podeszłam do jej koleżanki. 
-Warga Ci krwawi trzeba ją opatrzyć. - stwierdziłam. Złapałam brązowooką dziewczynę za rękę i pomogłam jej wstać. Zaprowadziłam ją do Jesy, która stała przygotowana z apteczką w ręce. Posadziłyśmy ją na siedzeniu bokiem by Jess mogła obmyć wargę dziewczyny. Obserwowałam każdy ruch mojej przyjaciółki przyglądając się uważnie także..... chwila jak ona miała na imię? Ehh nie ma to jak nie zapamiętać imienia najlepszej przyjaciółki swojej siostry. Cóż będę udawać, że jest okej może żadna z nich nie zauważy, a w domu delikatnie podpytam się o to Louise. Tak jak już jesteśmy w jej temacie właśnie tu idzie.Jest bardzo blada. Nie dziwię się jej. Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć i zaczęłam się obawiać czy naprawdę nie straci przytomności. Jess już skończyła, więc Lou podeszła do niej pomagając jej wstać. Podziękowały nam cichutko i uśmiechnęłyśmy się z dziewczynami delikatnie. Miło komuś pomóc jednak ten cichutki, uroczy, roztrzęsiony głosik tej dwójki kroił moje serce na malutkie kawałeczki. Nie chciałam by ktokolwiek cierpiał z mojego powodu. Z naszego powodu, a już szczególnie osoby mi najbliższe. Zaczęłyśmy sprzątać wszystko na swoje miejsce i weszłyśmy w ciszy do samochodu, odjeżdżając z cichym piskiem opon. 
-To co teraz? - rzekła Jesy niepewnie. Mimo iż byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami czasem nie wiedziały co robić kiedy jestem mocno zła. 
-Jedziemy do Martin'a. - odpowiedziałam pewnie. Martin maił najlepszy, najczystszy i najdroższy towar. 
-Jesteście pewne, że to dobry pomysł? - zagadnęła nas Leigh. Ona po narkotyki sięgała rzadko albo w ogóle co było dziwne jednak kiedy my jarałyśmy trawkę ona piła piwo za piwem, więc każdy ma jakieś sposoby na zrelaksowanie się.
-A niby dlaczego miało by być inaczej Lee Lee? - spytała Nelson. Ona wręcz kochała trawkę i gdyby było to możliwe zawarłaby z nią związek małżeński byleby miała ją zawsze przy sobie.
-Jak chcecie. - odparła czarnowłosa zrezygnowana. Uśmiechnęłam się pewnie sama do siebie. Jesminda właśnie wchodziła ostry zakręt przeklinając siarczyście. O tak to cała Jess. 
                                   ***

Louise&Jade (BFF 4ever)
-Louise już jestem! - zawołałam przekraczając 
 próg. Odpowiedziała mi głucha cisza. Dziwne zazwyczaj Lou zeszłaby na dół i zaczęła opowiadać co zdarzyło się w szkole i co mnie ominęło. Spojrzałam na zegar nad kominkiem wskazywał 14:15 i wtedy sobie uświadomiłam, że moja bliźniaczka jeszcze nie skończyła lekcji. Rozejrzałam się po salonie nie za bardzo wiedząc co robić. Zazwyczaj wracałam dużo, dużo później. Okazało się,że Martin pojechał do swojego brata i po przekonaniu Jesy, że wyważenie drzwi nie jest dobrym pomysłem rozeszłyśmy się do domów.No cóż posiedzę w domu i tyle. Włączę sobie coś w TV i zrobię sobie kanapki. Mimo tego wszystkiego nie mogłam zapomnieć o tej przestraszonej dziewczynie. Ciekawe jak mam na imię, może Louise ma w pokoju jej jakieś zdjęcie? Lou zawsze podpisywała zdjęcia. Zawsze wydawało mi się to bezsensowne jednak teraz przydało się. Weszłam powoli na górę po schodach. Zatrzymałam się przed białymi drzwiami ze złotym napisem "Louise". Weszłam po cichutku niczym myszka do jej pokoju i spojrzałam na jej tablicę korkową. Było tam kilka rysunków, jakieś nuty i plan lekcji. Kończyła dziś o 15:10. To dobrze gdyby mnie tu przyłapała nie wiedziałabym co powiedzieć. Podeszłam do szafki nocnej, na której stała ramka ze zdjęciem przedstawiającym Louise i jej koleżankę. Zobaczyłam wsuniętą niebieskawą kartkę. Więc dziewczyna miała na imię Jade. Ładnie. Przyjrzałam się zdjęciu jeszcze raz. Pamiętam te wakacje. Pomyliłam farby i zamiast różowej kupiłam fioletową. Na początku Lou stwierdziła, że wygląda okropnie jednak po zapewnieniach moich i Jade (głównie Jade) w końcu zaakceptowała nowy kolor swoich włosów. To ja robiłam to zdjęcie. To było w urodziny Jade. Jak ja mogłam o tym nie pamiętać. Załatwiłam nam bilety na koncert i całą 5 (Jesy i Lee Lee też były z nami) wybrałyśmy się na koncert Dawida Kwiatkowskiego. Był całkiem niezły. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego. Wtedy wszystko było okey. Jess nie ćpała dzień i noc, chodziliśmy do szkoły, a Taylor, Martina i Ariana zostawiały nas w spokoju. Mój wzrok przeniosłam na parapet gdzie z uśmiechami na twarzach powitały mnie jeszcze 2 zdjęcia Jade i Louise. Nagle zdałam sobie sprawę jak bardzo oddaliłam się od Louise. Czy to możliwe? Prawie każde zdjęcie miała z Jade. 
Louise&Jade BAL!!
Louise&Jade Święta ♥
A tylko jedno ze mną. Poczułam ukłucie w okolicach serca. Czy to możliwe że to moja wina? Może gdybym zachowywała się jak dawniej w tym pokoju byłoby pełno naszych zdjęć. Nagle w moim oku zakołysała się samotna, zagubiona łza, ,której pozwoliłam spłynąć. I to był błąd. Razem z tą zaczęły płynąć kolejne, a ja wybiegłam z pokoju Louise najszybciej jak umiałam.






 
_________________
Tak więc jest to koniec rozdziału 1. Mam nadzieję, że jest okej. Końcówka jest chyba najgorsza, ale to nie ja to oceniam ;). Bardzo chciałam podziękować za 2 komentarze, które dzisiaj zobaczyłam :3. Poprawiły mi niesamowicie humor :). Fajnie wiedzieć, że ktoś to czyta i docenia. 2 rozdział powinien się pojawić w czwartek/piątek. Jeszcze zobaczę jak uda mi się  tym wyrobić :). Tak więc do czwartku/piątku. Tak przy okazji chciałam jeszcze bardzo podziękować Karolinie Maligłówce za te piękne słowa, które zmotywowały mnie do skończenia tego rozdziału :).

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


Kocham was ♥

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 1 (część Louise)

*Oczami Louise*
Obudziły mnie promyki ciepłego słońca. Otworzyłam powoli zaspane oczy i spojrzałam na budzik. Wskazywał na 6:30.
Czas do szkoły. - powiedziałam do siebie powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju, mój wzrok zatrzymał się na wazonie z bukietem róż. Uśmiechnęłam się lekko. Dostałam je od Jade. Dała mi je ot tak bez żadnej okazji. Niby zwykły gest, ale potrafi przywołać uśmiech na czyjąś twarz. Często przynosiła mi kwiaty, były z jej własnego małego ogródka.
Wstałam niechętnie i podeszłam do szafy. Nie było w niej nic wartego mojej uwagi lecz cóż. Powinnam się cieszyć, że w ogóle mam się w co ubrać i nie marudzić. Przecież mogło być gorzej prawda? Zdecydowałam się na pomarańczowy sweterek i czarną spódniczkę.  Pospiesznie się ubrałam słysząc z dołu wołanie Perrie. Zawsze wołała mnie tylko raz. Wychodząc z pokoju spojrzałam się ostatni raz na moje odbicie w lustrze i zamknęłam za sobą drzwi. Zeszłam po schodach na parter, wchodząc do kuchni przygładziłam mój sweter i strzepnęłam niewidzialny kurz z ramion. Do moich nozdrzy doszedł przyjemnych zapach.
-Cóż tak ładnie pachnie? - zapytałam z lekkim uśmiechem na ustach. Perrie rzadko gotowała, ale jeżeli już to robiła to znaczy, że ma dobry nastrój.
-Gofry. - odpowiedziała obojętnie. Ucieszyłam się, ale to chyba naturalne dla kogoś kto mógłby jeść gofry codziennie i tym kimś zdecydowanie byłam ja.Zadowolona usiadłam przy wysepce kuchennej z niecierpliwością czekając aż Pezz skończy pichcić. Po chwili, która dla mnie była wiecznością siostra podeszła do mnie niosąc w ręce talerz z goframi.  Położyła go przede mną i wróciła do gofrownicy. Zaczęłam jeść tak szybko jakby od tego zależało moje życie.
-Tylko uważaj żeby nie połknąć przelatującej muchy. - zaśmiała się moja siostra. Przewróciłam oczami, zwykłe droczenie się żadna z nas nie brała tego na poważnie. Kiedy skończyłam włożyłam talerz do zmywarki i pobiegłam na górę. Podeszłam do toaletki i sięgnełam po szczotkę by uczesać włosy. Później poprawiłam je mimo wszystko palcami i schyliłam się po torbę znajdującą się obok toaletki. Przewiesiłam ją sobie przez ramię i zeszłam po schodach. W salonie zastałam Perrie oglądającą coś w TV.
-Nie idziesz do szkoły?
-Idę, zaraz powinna być po mnie Jesy i Leigh. - odpowiedziała nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Czyżby jej dobry humor już zdążył wyparować? Skinęłam tylko głową na znak, że rozumiem i wyszłam z domu, kierując się na przystanek. Zawsze do szkoły dojeżdżałam autobusem. Oczywiście mogłam się wybrać z Pezz, Leigh i Jesy. Nawet Jess mnie kiedyś zapytała czy bym nie wolała jeździć z nimi, ale nie byłoby to zbyt rozsądne z mojej strony, zwłaszcza, że panna Jessica jest uzależniona od narkotyków, nie ma ważnego prawo jazdy, a jej samochód to złom, który sam w sobie jest niebezpieczny. Moje rozmyślania przerwał warkot autobusu. Uśmiechnęłam widząc za kierownicą pojazdu Victor'a. Victor był starszym, siwym panem niezwykle miłym i przyjaznym. Wsiadłam i zajęłam moje stałe miejsce, rozpychając się wygodniej w fotelu i zaczęłam szukać po torbie mojego odtwarzacza mp3.
                                                                           ***
Jazda so szkoły była nawet przyjemna gdyby nie myśleć o dziecku płaczącym na cały autobus. Do szkoły szłam w dobrym nastroju, z uśmiechem na ustach szukając wzrokiem Jade i nagle zamarłam. Obok wejścia do szkoły zobaczyłam moją przyjaciółkę skuloną, trzęsącą się ze strachu i prawdopodobnie płaczącą,, a nad nią stały ONE. Ariana Grande, Martina Stoessel i Taylor Swift były bogate, mądre, piękne i zapatrzone w siebie. Często wyzywały Jade jednak zawsze kończyło się na obelgach na korytarzu i tyle. Widok, który zastałam sprawił że zaczęłam panikować. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam tam. "Panienki", jak nazywa je Pezz, na chwilę umilkły tylko po to by uśmiechnąć się podle i z udawanym współczuciem w oczach obdarzyć mnie spojrzeniem.
-Siostrzyczka znowu Cię zostawiła? - spytała Martina z żalem w głosie. Nic nie odpowiedziałam tylko usiadłam koło Jadey i przytuliłam ją mocno do siebie. Nawet nie zareagowała była zbyt zajęta płakaniem i wpatrywaniem się w czubki swoich poniszczonych balerinek.
-Nie odpowiesz nam? - teraz odezwała się Ariana. Starałam się je ignorować i zająć się uspokojeniem mojej przyjaciółki.
-No tak znowu poszła ćpać z tymi swoimi dziwkami? - powiedziała Taylor, a jej głos wręcz ociekał jadem.
-Wow nie sądziłam, że panna Swift używa takich brzydkich określeń. - usłyszałam znajomy głos i odwróciłam głowę w stronę z której dochodził. Pezz stała oparta o samochód, w którym siedziały Jesy i Leigh. Wszystkie obróciły głowę by spojrzeć za siebie, a w ich oczach widziałam strach. Każdy bał się mojej siostry. KAŻDY.
-My musimy pójść do p.Mountain pamiętacie dziewczyny? - próbowała wybrnąć Ariana. Wszystkie dokładnie obserwując moją siostrę pokiwały głowami, odwróciły się i na tyle na ile pozwalały im ich buty na wysokim obcasie pobiegły nie patrząc się za siebie. Perrie uśmiechnęła się do mnie lekko i przykucnęła przy Jade. Złapała ją za podbródek, delikatnie zmuszając ją do spojrzenia się w jej oczy. Z wargi brązowowłosej dziewczyny kapał krew.
-Warga Ci krwawi trzeba ją opatrzeć.- stwierdziła moja bliźniaczka i pomogła mojej przyjaciółce wstać. Zaprowadziła ją do samochodu gdzie Jesy już stała z apteczką w ręce. Obydwie posadziły ją delikatnie na siedzeniu i Jess zaczęła powoli obmywać jej okolice ust.
-Louise masz zamiar tak tam siedzieć? - doszedł do moich uszu krzyk Leigh. Stała zaraz za Jesy, a jej wzrok był teraz skierowany na mnie. Szybko wstałam z ziemi podchodząc chwiejnym krokiem do samochodu. Nelson już skończyła opatrywać Jade, więc pomogłam jej wstać.Jade i ja ostatni raz spojrzałyśmy na grupkę wytatuowanych dziewczyn chowających wszystko na swoje miejsce i powiedziałyśmy ciche "dziękuje". Wszystkie uśmiechnęły się lekko weszły do samochodu i odjechały.
-Chyba powinniśmy już iść na lekcje. - stwierdziła Jade dalej stojąca obok mnie.
-Tak masz rację. - odpowiedziałam i skierowaliśmy się w stronę wejścia.


_________________
Strasznie się rozpisałam. Mam nadzieję, że to nic złego :). Później dodam część Perrie. Raczej nie chcę zawsze dzielić rozdziałów,a  ten tak jakoś po prostu wyszedł ;). Zaczęłam od Louise, ponieważ jej część była bardziej dopracowana, a część Perrie jeszcze nie jest taka jakbym chciała :). 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


Kocham was ♥

wtorek, 10 grudnia 2013

Prolog

Panującą ciszę przerywały cichutkie dźwięki fortepianu. Przy instrumencie siedziała niewielka blondyneczka, której drobne palce powoli, acz pewnie sunęły po klawiszach. Jej oczy były w zamknięte, a ona sama jakby zahipnotyzowana. Obok niej stała druga, wręcz identyczna dziewczyna. tylko pokryta tatuażami.. Opierała się lekko o fortepian, a z jej ust wydobywał się piękny, mocny wokal.

In my memory
I was hurting long before we met
Oh, in my memory
They’re still burning, fingerprints you left
And I always meant to say to you I can’t



So just turn your face, until I can’t see you anymore
Turn your face until I can’t see you anymore
Walk away, until you’re not standing at my door
Turn your face, walk away and stay
Turn your face



Nagle wszystko ucichło. Obydwie wymieniły krótkie spojrzenia. Wytatuowana poszła zostawiając swoją czystą* kopię. Ta tylko cicho westchnęła.

Znowu to samo.  


*czystą-chodziło mi, że Louise nie ma tych wszystkich malunków na skórze :). 


_________________
Tak więc jest prolog :). Nie jest zbyt długi jednak rozdziały będą dłuższe :). Chciałam ogólnie tak to wszystko przedstawić. Rozdział pierwszy też jest już prawie gotowy. Zapraszam do komentowania :).


Kocham was ♥

Bohaterowie

 "Jestem Perrie. Perrie Edwards. Coś ci się we mnie nie podoba? Wielka szkoda, ale jakoś mnie to nie obchodzi."

 "Jestem Louise Edwards. Mam 20 lat. Przepraszam jeżeli moja siostra cię uraziła. Na pewno nie zrobiła tego specjalnie."

 "Jestem Jade, miło mi cię poznać. Louise jest moją jedyną przyjaciółką, świetnie się dogadujemy. Jej siostra mnie troszkę przeraża, ale z tego co mówi mi Louise jej bliźniaczka jest naprawdę dobrą osobą."

 "Naprawdę nie wiesz kim jestem? To trochę dziwne, no cóż.  Jestem Jesy. Kim jestem? To chyba oczywiste jestem jedną z najlepszych przyjaciółek Pezz."

"Jestem Leigh-Anne, ale mów mi jak chcesz i tak mnie to nie obchodzi. Przepraszam, że jestem taka obojętna na wszystko, ale może gdybyś był mną też nie interesowałyby cie rzeczy i ludzie dookoła ciebie."



Tak, więc sądzę, że bohaterów będę musiała dodawać przed każdym nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się nie pogubicie :). Za chwileczkę pojawi się też prolog po drobnych poprawkach.